20 listopada 2011

Widziane z Krakowa

    Do napisania niniejszego felietonu skusił mnie szanowny naczelny „Korzeni” Andrzej Kuśnierczyk, a to za sprawą piłki nożnej, tej lokalnej w Kamienicy Polskiej. Ale nie tylko.
Nie odmówiłem, bardzo chętnie podjąłem temat. 
Moje spojrzenie z Krakowa, na moją rodzinną miejscowość jest w wymiarze futbolowego obrazu. O piłce nożnej zdarza mi się pisać często i korzystam nie tylko z wiedzy obserwatora - kibica, ale przede wszystkim klubowego i związkowego działacza, gdyż w tej roli spełniam się na krakowskiej niwie, w ostatnich dwóch dziesięcioleci.
Bardzo cieszy mnie udział piłkarzy LKS Kamienica w elicie wojewódzkiego futbolu, zawsze solidnego poziomem. Obserwuję i interesuję się wynikami klubu sportowego w Kamienicy Polskiej od początku jego powstania, lecz z powodu starości coraz rzadziej odwiedzam moją rodzinną miejscowość i z taką też częstotliwością bywam na meczach LKS Kamienica. W tym roku zaledwie trzykrotnie zaliczyłem obecność na zawodach przy Magazynowej. Staram się bardzo uważnie śledzić poczynania zespołu trenera Minkiny na czwarto ligowych boiskach. Żyjemy teraz w czasach, gdzie mamy łatwą sposobność, dzięki elektronicznym przekazom, być na bieżąco poinformowany o futbolowych rozgrywkach, z prawie każdego zakątka kraju.

Miałem przyjemność uczestniczyć bezpośrednio przy narodzinach klubowego futbolu w Kamienicy Polskiej w latach siedemdziesiątych, a była opatrzność bardzo łaskawa wówczas dla polskich piłkarzy i kibiców. Ten okres sprzyjał do powstawania futbolowych drużyn i tak też było w mojej rodzinnej wiosce, gdzie wspólnie z rówieśnikami wykorzystaliśmy ten czas jak należy. Założyliśmy piłkarski klub i zgłosiliśmy do rozgrywek. To w tym czasie polska piłka nożna zdobywała przepustkę na „salony” światowych imprez. Tuż przed rejestracją naszego klubu w związkowej organizacji piłkarskiej, byliśmy pod wrażeniem monachijskiej Olimpiady, w trakcie której Polska pod wodzą Kazimierza Górskiego zdobyła złoty medal, był to pierwszy znaczący sukces narodowej reprezentacji w piłce nożnej. Rok później pierwsze mecze ligowe rozpoczęła grywać drużyna klubowa, MKS Kamienica. Równocześnie trwały zwycięskie eliminacje polskiej reprezentacji do mistrzostw świata w RFN i zakończone 17 październiku 1973 roku historycznym remisem 1:1 na Wembley, w meczu z Anglią. 38 lat później, w sierpniu tego roku, miałem przyjemność być na słynnym londyńskim Wembley, stadionie już całkowicie zmodernizowanym, lecz dostojnym, potężnym, z zasobem bardzo bogatej historii.
Kiedy wyjeżdżałem z Kamienicy Polskiej do Krakowa miejscowy MKS zmagał się w rozgrywkach na B-klasowych boiskach. Wówczas, gdybym głośno pomarzył o piłkarskim meczu mojego klubu z jakąś uznaną i zasłużoną marką śląskiej kopanej, na przykład z Szombierkami Bytom, uznano by mnie za wariata. Trzydzieści parę lat później takie marzenie spełniłoby się 2 października bieżącego roku. Właśnie wtedy przyszło LKS Kamienica gościć bytomski zespół w pojedynku o ligowe punkty, zakończony remisem 2:2.

Dzisiejsza rzeczywistość piłkarska, zwłaszcza ta krajowa, w porównaniu z okresem lat siedemdziesiątych, wygląda zupełnie inaczej, bo niby dlaczego miałaby być taka sama lub podobna. Czas zrobił swoje i to jak bardzo, przekonujemy się na co dzień.

Reprezentacja Polski, od wielu lat, próbuje zmniejszać dystans do czołówki światowej, ale dzieli ją jeszcze około sześćdziesiąt pozycji w światowym rankingu. Obecnie jest na polu oznaczonym numerem 64, tuż przed Libią i Islandią, a za Kostaryką i Sierra Leone.
Kłopoty reprezentacji byłyby zapewne większe, gdyby nie bodziec do pracy z okazji Mistrzostw Europy, które rozpoczną się od 8 czerwca 2012 w Polsce i na Ukrainie.
Od paru lat obserwuje się jakiś niesamowity deficyt rodzimych kandydatów do narodowej reprezentacji z orzełkiem na piersi. Być może bierze się to z tego, że na krajowych boiskach biega coraz więcej obcokrajowców, a rodzimych zawodników w czołowych polskich klubach Ekstraklasy, jak na lekarstwo. Często spotykam w składach zespołów trzecio czy czwarto ligowych, a nawet niższych klas, obcokrajowców, a zwłaszcza z Afryki
Posłużę się też przykładem z klubu Wisła Kraków, to jaskrawe negatywne zjawisko dla rozwoju rodzimego futbolu. Wśród szerokiej kadry spotkać można piłkarzy dziesięciu narodowości z trzech kontynentów świata, a język polski na treningach jest drugorzędny, wcale nie obowiązujący. Na szczęście ostatnio coś drgnęło na korzyść lokalnego patriotyzmu. Ktoś skoczył po rozum do głowy.
Import futbolowych obcokrajowców na nasze boiska ma się dobrze, jest po prostu handlem żywym towarem, który wypycha polską młodzież piłkarską na obce tereny, często do klubów mało znaczących.
Martwi mnie taki stan rzeczy. Ale mój niepokój sięga również mojego klubu, LKS Kamienica. Obserwuję w nim sposób na sukces - krótszą drogą do celu, ale gdy go zbilansować jest to przedsięwzięcie zapewne droższe, ale co istotne - niebezpieczne.
Awans do IV ligi jest dużym sukcesem dla klubu z tak małej miejscowości, a mogło to się zdarzyć za sprawą obranej parę lat temu strategii klubu i głównego jej autora, i sponsora w osobie wiceprezesa zarządu. Wcale nie umniejszając pozostałym działaczom, ich wysiłków w obranej polityce klubu, zespół seniorów rósł siłą piłkarskiej „armii zaciężnej”. Piłkarze - wychowankowie innych klubów, którzy za niemałe pieniądze sponsora podjęli trud awansu, teraz starają się utrzymać powyżej strefy spadkowej w tabeli.

Nie zazdroszczę klubowym działaczom LKS Kamienica, gdy pomyślę, że wielu z nich ma świadomość zmartwienia podobnego mojemu, a to jest zawarte w odpowiedzi na pytanie, co stanie się z zespołem seniorów, gdy nie daj Bóg, główny sponsor nagle zaprzestanie finansować pierwszy zespół klubu?
Oby taka opcja nie zdarzyła się w czasie, kiedy klub nie będzie na to przygotowany, a mam wrażenie, że LKS Kamienica nie jest dziś gotowy podołać takiemu wyzwaniu. To już nie byłby spadek do klasy niższej – okręgówki, to byłby upadek – o dwie klasy niżej.

LKS Kamienica ma oddanych działaczy, podziwiam ich wieloletni trud, kilku z nich znam jeszcze z czasów powstawania klubu i myślę, że stać ich, by zmienić strategię. Najlepiej byłoby przygotowywać własną młodzież do gry w zespole seniorów, która w przyszłości może nie wypełnić całkowicie wszystkich pozycji w zespole, ale stanowić może większościową formację, rodzimą. Taka polityka może okazać się bardziej wychowawcza, dająca nie tylko bodziec miejscowej młodzieży trenującej w klubie, ale również bezpieczeństwo ochrony pozycji klubu na poletku śląskiej, czy częstochowskiej piłki nożnej.