26 lutego 2015

Z goryczą ale i z wiarą o przyszłość

 
 Sytuacja, w jakiej znalazł się klub sportowy Grębałowianka Kraków, spowodowała u mnie odruch podzielenia się własnymi obawami o przyszłość grębałowskiego stowarzyszenia kultury fizycznej, a które niedawno, w ubiegłym roku, obchodziło jubileusz sześćdziesięciolecia istnienia.

Działaczem grębałowskiego klubu jestem od jesieni 1998 roku, niespełna rok od wybudowania domu w osiedlu Grębałów, gdzie przeniosłem się z innego mieszkania krakowskiego osiedla. Zaliczyłem również przerwę w działalności, w latach 2010-2012, gdy byłem członkiem zarządu Małopolskiego Związku Piłki Nożnej i wiceprzewodniczącym Wydziału Gier tegoż Związku. W Grębałowiance dwukrotnie obejmowałem funkcję prezesa zarządu, najpierw w latach 2001-2003, a następnie w latach 2004-2010.

Dlaczego  o tym piszę? Dlatego, że teraz proponuje mi się kierowanie stowarzyszeniem klubu sportowego Grębałowianka Kraków po raz trzeci, w sytuacji dla mnie bardzo nie komfortowej.

Prawie dwumiesięczne poszukiwania następcy prezesa, po rezygnacji Andrzeja Dziedzica, długie dyskusje i rozmowy w gronie ludzi, którym jeszcze bliski jest futbol w dzielnicy XVII miasta Krakowa, nie przyniosły żadnych efektów - nadzieja na uzdrowienie sytuacji kadry zarządzającej Grębałowianką, po prostu jest niewielka. Jeśli jest jeszcze kilka osób, które chcą działać w zarządzie, to do prezesowania już nikt się nie kwapi. Rozumiem tych działaczy, którzy nie chcą dźwigać ciężaru obowiązków wynikających z funkcji bycia prezesem, gdyż jest to bardzo stresująca społeczna praca połączona z odpowiedzialnością za opiekę nad niemałą ilością dzieci i młodzieży. Ci, co nie rozumieją stresu wynikającego z kierowania tego rodzaju stowarzyszeniem, powinni mieć świadomość, że głównym powodem codziennych zmartwień działaczy klubu są głównie pieniądze oraz czas poświęcony kosztem rodziny i zdrowia. Dla przykładu podam ostatnie dane. Gmina Kraków w ubiegłym roku dotowała klub z Grębałowa (w ramach konkursu ofert) w wysokości 23% budżetu klubu, składki członkowskie stanowiły 19%, a pozostałe przychody klubu, w tym darczyńców i drobnych sponsorów, to reszta budżetu, czyli 58%. Ta ostatnia liczba zawsze sprawia ból głowy członkom zarządu i prezesa. To jest powód, który odrzuca ludzi od współuczestniczenia w działalności społecznej, a prezesa doprowadza często do zniechęcenia. Należy wspomnieć, że systematyczne zabiegi zdobywania darczyńców w wielu przypadkach poniżają proszących. Niewdzięczna to rola wolontariuszy.

W sytuacji, w jakiej znalazł się uszczuplony zarząd, trudno mi zrozumieć moich kolegów, którzy proponują mi ponowne objęcie prezesury. Nie przyjmują do siebie mojej odmowy, człowieka bliskiego siódmego krzyżyka życia, wcale nieczującego się zdrowo. Wprawdzie kocham piłkę nożną, pasjonuję się sportem za pośrednictwem dostępnych mediów, ale nie czuję się komfortowo w roli emeryta, by dokonywać wyboru dodatkowych obowiązków w życiu, zwłaszcza wtedy, gdy robi się wiele innych zajęć, zarobkowo i hobbistycznie. Te ostatnie czynię dla własnej przyjemności i wówczas, gdy mam ku temu ochotę, a zdrowie dopisuje. Teraz, te nabyte po wielu latach pracy zawodowej wartości, próbują mi niektórzy zamienić na przymus i psychiczny stres. Odmowa, dla jednego z tych kolegów, jest moją nieodpowiedzialnością. No cóż, można i tak podsumować, łatwe są tego typu zachowania, nic nie kosztują.

Mam świadomość, że w tym wszystkim jest odpowiedzialność, za klub sportowy, jego sportowców, działaczy, kibiców i przed historią tegoż klubu. Ale mam też świadomość, że nie może być to tylko jednostkowa odpowiedzialność, lecz zbiorowa. Tego ostatniego, jak uczy historia Grębałowianki, w ostatnich latach często brakowało. Były okresy (niestety krótkie) dobrego współdziałania prezesa z zarządem, ale najczęściej prezes zostawał w osamotnieniu przy podejmowaniu trudnych wyzwań, gdy zamieniano odpowiedzialność na indywidualną, prezesa.

Bardzo źle się stało, że za rezygnacją prezesa Andrzeja Dziedzica poszły inne. Jeśli zastępca prezesa miał prawo się czuć zmęczony (nieprzerwanie 24 lata w klubie), to rezygnacja ważnej osoby – koordynatora pracy z młodzieżą, jest delikatnie pisząc, nie na miejscu, gdyż swoją energię i zapał przeniósł do innego krakowskiego klubu, nagle bez uprzedzenia. W sumie, te bardzo istotne w działalności klubu trzy osoby (połowa zarządu), sprowadziły na pozostałych działaczy i całe stowarzyszenie bardzo poważny problem do rozwiązania. Nie piszę to w formie pretensji, każdy ma swobodny wybór, gdy wykonuje pracę wolontariusza, ale pozostaje we mnie gorycz. Oby nie była to klęska wszystkich tych, którzy w historii kluby włożyli tyle wysiłku dla dobra Grębałowianki. 

Klub Grębałowianka nie ma się czego wstydzić w środowisku piłkarskim, jest obiektem prawie kompletnym dla tego rodzaju działalności dzielnicowej, zarówno pod względem prowadzonego szkolenia, jak i infrastruktury.
Co przyniesie niedzielne zebranie, w dniu 1 marca 2015 r. od godz. 18:00, które będzie kontynuacją pierwszej części Walnego Zebrania Stowarzyszenia, tego nie wie nikt. W cuda nie wierzę, ale wiarę w dobrą przyszłość Grębałowianki zachowuję.