31 grudnia 2011

Różne pomysły na parę milionów

         Czas na ustalanie budżetu Gminy Kraków na rok 2012 to okres wzmożonej aktywności miejskich radnych Krakowa, ludzi Prezydenta Jacka Majchrowskiego i kierownictw poszczególnych Wydziałów Urzędu Miasta Krakowa. Debata budżetowa w Radzie Miejskiej tuż, tuż,  od 4 stycznia.
Staram się śledzić publiczne wypowiedzi co niektórych ważniejszych osób samorządowego Krakowa. Interesuje mnie zwłaszcza tematyka w sferze finansów, jakie będą przeznaczone na ogólnie pojętą kulturę fizyczną i sport w mieście Krakowie. 
Dochodzę do wniosku, że w wypowiedziach ważnych osób w Gminie Kraków można doszukać się wielu nieścisłości lub może braku uzgodnień wśród urzędników z grona szanownego Prezydenta.
Podczas spotkania 15 grudnia 2011 roku, przy okazji prezentacji Strefy Kibica EURO 2012 – przygotowań Krakowa na przyjęcie kibiców trzech reprezentacji, których bazy będą ulokowane w naszym mieście, prezydent Jacek Majchrowskii powiedział: 
- „….To między innymi dla nich oraz dla mieszkańców naszego miasta przygotowujemy Strefę Kibica. Jesteśmy przygotowani na tego typu imprezy, niejedną z nich zorganizowaliśmy już na Błoniach. Zależy nam na tym, aby w Strefie nasi goście poczuli nie tylko atmosferę Krakowa, lecz również swoich krajów. Chciałbym podkreślić, że Miasto nie dokłada do tego przedsięwzięcia ani złotówki, wszystko dzieje się w oparciu o sponsoring”.
Prawie w tym samym czasie, o obsłudze i programie ogólnopolskiego programu wolontariatu, zastępca Dyrektora Wydziału Sportu Paweł Opach powiedział, że: 
- „….Wolontariusze będą udzielać wszelkiej pomocy kibicom przyjeżdżającym do miasta, m.in. do strefy kibica na Błoniach, która ma pomieścić nawet 30 tys. widzów. Problem w tym, że radni Platformy swoją poprawką do budżetu chcą odebrać Wydziałowi Sportu 2,7 mln zł przeznaczonych m.in. na ten cel. Jeśli tak się stanie nie wiem co wyjdzie z programu wolontariatu. Nasz miejski wolontariat tworzymy niezależnie i jeśli uzbiera się w Krakowie mocna ekipa nie musielibyśmy korzystać z innych wolontariuszy. Potrzebujemy jednak pieniędzy, aby zapewnić wolontariuszom jednolite stroje, ubezpieczenie, wyżywienie i inne potrzebne rzeczy. Bez pieniędzy z budżetu nam się to nie uda, chyba, że znajdziemy sponsorów - dodaje. A o tych w dobie kryzysu trudno.”  
Co zaś mówi o wspomnianej poprawce radnych PO Dyrektor Wydziału Sportu Barbara Mikołajczyk: 
- „..Wprowadzenie poprawki radnych PO do budżetu, zdejmującej 2,7 mln zł z wydatków rzeczowych naszego wydziału oznaczałoby, że nie mielibyśmy potrzebnego 1,5 mln zł na mistrzostwa świata w siatkówce. Dodaje, że przyjęcie poprawki radnych oznaczałoby także rezygnację z dwóch programów: "Mój trener", "Kraków biega, Kraków spaceruje" oraz stypendiów sportowych”.
A co na to radni Miasta Krakowa ze wspomnianego klubu Platforma Obywatelska?
Zaproponowali w poprawce odebranie pieniędzy z Wydziału Sportu, ale zwiększenie wydatków na konkurs grantowy dla klubów sportowych w ramach upowszechniania sportu (1 mln zł), a także inwestycje związane ze sportem i edukacją (pieniądze na nie mają pochodzić także z innych zadań z prezydenckiego projektu budżetu), np. budowę sal gimnastycznych, boisk wielofunkcyjnych, ścieżek rowerowych, placów zabaw, na wypoczynek dzieci i młodzieży.
- Jeżeli chodzi o pieniądze na mistrzostwa świata siatkarzy, to najpierw musi być gwarancja, że Kraków zdąży z budową hali w Czyżynach - komentuje Tomasz Urynowicz, radny PO, przewodniczący Komisji Sportu Rady Miasta Krakowa.
Cztery wypowiedzi dotyczące budżetowych pieniędzy i cztery różne wersje w sprawie przeznaczenia i pewnie by nic w tym niedemokratycznego, gdyby nie osoby, które je wypowiadają, a są urzędnikami jednego Urzędu. Prezydent nie chce łożyć ani złotówki na Strefę Kibica, Dyrektor Mikołajczyk chce "urwać" z budżetu na przygotowania do mistrzostw świata w siatkówce, zaś jej zastępca Dyrektor Opach domaga się milionów na Strefę Kibica.
Smutne jest to, że wśród Dyrekcji Wydziału Sportu brakuje porozumienia, ale przede wszystkim determinacji w walce o coraz biedniejszych. Ponad setka organizacji pozarządowych, które w zakresie swoich statutowych obowiązków  ma zapisane działania na rzecz krzewienia kultury fizycznej i sportu wśród dzieci i młodzieży, z roku na rok biednieje w niepokojącym tempie. Kiedy ubywa dotacji samorządowych, ubywa sponsorów, a kiedy kryzys dosięga Gminę, dosięga z taką samą siłą rodziców dzieci z tejże Gminy. 
Już w roku 2011 zmniejszono finanse na granty sportowe o prawie 30% i wielu działaczy próbowało zrozumieć,  że Gmina ma problemy. 
Zróbmy wszędzie tyle, aby nie pogłębiać regresu w tych organizacjach, gdzie często  woda dla dzieci korzystających z zajęć w klubach ma z miesiąca na miesiąc coraz większą wartość. 
I to już nie są zwykłe zmartwienia, problemy i kłopoty,  lecz po prostu poważny kryzys, który panoszy się i rządzi w najmniejszych klubach sportowych Królewskiego Miasta Krakowa, a sięga już tych większych.

30 grudnia 2011

Korupcja w polskim futbolu: Akt oskarżenia ws. Kmity Zabierzów - szczegóły ust...

Akt oskarżenia ws. korupcji w Kmicie Zabierzów trafił do sądu na początku października (czytaj tutaj ). Przedstawiłem już listę oskarżonych,...

Korupcja w polskim futbolu: Były sędzia Grzegorz D. oskarżony

Grzegorz D. - były sędzia z Krakowa jest oskarżony o udział w ustawieniu czterech meczów. Dobrowolnie poddaje się karze. Akt oskarżenia tra...

29 grudnia 2011

Dylematy Garbarni i Hutnika


Pod tytułem "Hutnik modernizowany na przyjęcie Anglików", na portalu Onetu ukazał się artykuł, który sprowokował mnie do zabrania głosu w sprawie Garbarni i Hutnika.

Ok, w porządku, Mistrzostwa Europy w Polsce, trzy ekipy narodowe wybrały Kraków, należy się z tego faktu cieszyć. Jednak po decyzji Anglików i Gminy Kraków, dwa krakowskie kluby mają dylemat, niemały problem do rozstrzygnięcia.

W rundzie jesiennej zespoły Garbarni i Hutnika rozgrywały swoje mecze na obiektach dawnego Hutnika, czyli dzisiejszego Com-Com-Zone. Wszystko wskazuje na to, że w rundzie wiosennej pierwsi drugoligowe zawody mogą rozgrywać w Zabierzowie na Kmicie, lub Wawelu Kraków, a drudzy czwartoligowe mecze na obiektach Grębałowianki. O tym przekonamy się już niebawem.

Może moje pisanie zabrzmi dla wielu szyderczo, ale zapewniam, że takiej intencji nie posiadam, wręcz odwrotnie. A życzę kibicom i piłkarzom tego zasłużonego ludwinowskiego klubu, aby szybko wrócili na swoje, a to oznacza opuszczenie drugoligowych szeregów i rozgrywanie meczów na własnym obiekcie w trzecioligowych zmaganiach. Paradoksem jest życzyć dobrze Garbarni, a zarazem skazywać na rywalizację w niższej klasie rozgrywkowej. W tej przewrotności, proszę mi wierzyć, nie ma żadnej mojej próżności, lecz realistyczna ocena obecnych możliwości klubu, jego zarządu jak również sytuacja Gminy Kraków, która niewiele może w obecnym stanie finansowej zapaści, gdyż sama potrzebuje pomocy. Trwanie Garbarni na etapie materialnego posiadania i rozwoju oraz sportowo-organizacyjnego (nie)bytu jest drogą donikąd. Czasem warto mierzyć siły na zamiary, aby w przyszłości nie popaść w większe kłopoty.

Sytuacja Nowego Hutnika Kraków podobna, ale jednak odmienna. Klub, tak jak Garbarnia, poszukuje obiektu w Krakowie, gdzie mógłby rozegrać mecze czwartoligowe w rundzie wiosennej, w roli gospodarza. Na temat Stowarzyszenia pisałem już wiele miesięcy wcześniej i od tamtego czasu systematycznej poprawy warunków do gry i zajęć szkoleniowych nowohuckich piłkarzy nie widać, muszą działacze borykać się z kolejnymi problemami. Po prostu Nowy Hutnik jest klubem bezdomnym, lecz nie opuszczonym przez własnych kibiców. Tych ostatnich widać było wszędzie, czy to w Krakowie, czy na meczu wyjazdowym swojej drużyny.
Działacze Nowego Hutnika wskazali obiekt krakowskiej Grębałowianki, jako ten, który miałby ich przygarnąć na czas pierwszego półrocza 2012 roku. Czy jest to odpowiednie miejsce dla takiej rzeszy kibiców nowohuckiego klubu? Czy trybuny pomieszczą wszystkich chcących obejrzeć zawody, zarówno kibiców miejscowych jak i przyjezdnych? Czy murawa boiska, bardzo trudna do utrzymania na miarę przyzwoitej jakości, wytrzyma trudy dodatkowych meczów? Na te pytania muszą być konkretne odpowiedzi. Z tym muszą się liczyć działacze Nowego Hutnika, ale przede wszystkim włodarze Grębałowianki.

Pisałem na prima aprilis, przy okazji przyszłościowych aspiracji i kłopotów obydwu klubów, że wszystko wskazuje na to, że piłkarski Ludwinów przeniesie się do Nowej Huty, a  na Ludwinów zawitają nowohucianie. Ten żart okazuje się być przyczynkiem do realistycznych wymuszeń. Garbarnia już grała w rundzie jesiennej przy ul. Ptaszyckiego, to może czas na Hutnika, aby w rundzie wiosennej pograł przy ul. Rydlówka?

Gmina Kraków ma plan i zapewne wyznaczone zadania, aby godnie przyjąć trzy ekipy narodowych reprezentacji na Euro 2012, Holandii, Włoch i Anglii, ale czy ma odpowiednie plany pomocy innym piłkarskim reprezentacjom, swoich lokalnych klubów, o których wspomniałem powyżej?
Garbarnia chciałaby doczekać futbolowego grania w szeregach drugoligowców na odpowiednio przystosowanym, własnym obiekcie sportowym, zaś Nowy Hutnik pragnie awansu na trzecioligowe boiska i gospodarzenia obiektami piłkarskimi przy Ptaszyckiego, jak własnymi, lecz z pomocą właściciela – Gminy Kraków. Aby tak się stało, potrzebne są duże pieniądze, dla każdego z wymienionych klubów, a najbardziej oczekiwana jest pomoc strategicznych sponsorów. Bez tych ostatnich i budżet krakowskiej samorządności nie podoła odpowiednim wymaganiom.

20 listopada 2011

Widziane z Krakowa

    Do napisania niniejszego felietonu skusił mnie szanowny naczelny „Korzeni” Andrzej Kuśnierczyk, a to za sprawą piłki nożnej, tej lokalnej w Kamienicy Polskiej. Ale nie tylko.
Nie odmówiłem, bardzo chętnie podjąłem temat. 
Moje spojrzenie z Krakowa, na moją rodzinną miejscowość jest w wymiarze futbolowego obrazu. O piłce nożnej zdarza mi się pisać często i korzystam nie tylko z wiedzy obserwatora - kibica, ale przede wszystkim klubowego i związkowego działacza, gdyż w tej roli spełniam się na krakowskiej niwie, w ostatnich dwóch dziesięcioleci.
Bardzo cieszy mnie udział piłkarzy LKS Kamienica w elicie wojewódzkiego futbolu, zawsze solidnego poziomem. Obserwuję i interesuję się wynikami klubu sportowego w Kamienicy Polskiej od początku jego powstania, lecz z powodu starości coraz rzadziej odwiedzam moją rodzinną miejscowość i z taką też częstotliwością bywam na meczach LKS Kamienica. W tym roku zaledwie trzykrotnie zaliczyłem obecność na zawodach przy Magazynowej. Staram się bardzo uważnie śledzić poczynania zespołu trenera Minkiny na czwarto ligowych boiskach. Żyjemy teraz w czasach, gdzie mamy łatwą sposobność, dzięki elektronicznym przekazom, być na bieżąco poinformowany o futbolowych rozgrywkach, z prawie każdego zakątka kraju.

Miałem przyjemność uczestniczyć bezpośrednio przy narodzinach klubowego futbolu w Kamienicy Polskiej w latach siedemdziesiątych, a była opatrzność bardzo łaskawa wówczas dla polskich piłkarzy i kibiców. Ten okres sprzyjał do powstawania futbolowych drużyn i tak też było w mojej rodzinnej wiosce, gdzie wspólnie z rówieśnikami wykorzystaliśmy ten czas jak należy. Założyliśmy piłkarski klub i zgłosiliśmy do rozgrywek. To w tym czasie polska piłka nożna zdobywała przepustkę na „salony” światowych imprez. Tuż przed rejestracją naszego klubu w związkowej organizacji piłkarskiej, byliśmy pod wrażeniem monachijskiej Olimpiady, w trakcie której Polska pod wodzą Kazimierza Górskiego zdobyła złoty medal, był to pierwszy znaczący sukces narodowej reprezentacji w piłce nożnej. Rok później pierwsze mecze ligowe rozpoczęła grywać drużyna klubowa, MKS Kamienica. Równocześnie trwały zwycięskie eliminacje polskiej reprezentacji do mistrzostw świata w RFN i zakończone 17 październiku 1973 roku historycznym remisem 1:1 na Wembley, w meczu z Anglią. 38 lat później, w sierpniu tego roku, miałem przyjemność być na słynnym londyńskim Wembley, stadionie już całkowicie zmodernizowanym, lecz dostojnym, potężnym, z zasobem bardzo bogatej historii.
Kiedy wyjeżdżałem z Kamienicy Polskiej do Krakowa miejscowy MKS zmagał się w rozgrywkach na B-klasowych boiskach. Wówczas, gdybym głośno pomarzył o piłkarskim meczu mojego klubu z jakąś uznaną i zasłużoną marką śląskiej kopanej, na przykład z Szombierkami Bytom, uznano by mnie za wariata. Trzydzieści parę lat później takie marzenie spełniłoby się 2 października bieżącego roku. Właśnie wtedy przyszło LKS Kamienica gościć bytomski zespół w pojedynku o ligowe punkty, zakończony remisem 2:2.

Dzisiejsza rzeczywistość piłkarska, zwłaszcza ta krajowa, w porównaniu z okresem lat siedemdziesiątych, wygląda zupełnie inaczej, bo niby dlaczego miałaby być taka sama lub podobna. Czas zrobił swoje i to jak bardzo, przekonujemy się na co dzień.

Reprezentacja Polski, od wielu lat, próbuje zmniejszać dystans do czołówki światowej, ale dzieli ją jeszcze około sześćdziesiąt pozycji w światowym rankingu. Obecnie jest na polu oznaczonym numerem 64, tuż przed Libią i Islandią, a za Kostaryką i Sierra Leone.
Kłopoty reprezentacji byłyby zapewne większe, gdyby nie bodziec do pracy z okazji Mistrzostw Europy, które rozpoczną się od 8 czerwca 2012 w Polsce i na Ukrainie.
Od paru lat obserwuje się jakiś niesamowity deficyt rodzimych kandydatów do narodowej reprezentacji z orzełkiem na piersi. Być może bierze się to z tego, że na krajowych boiskach biega coraz więcej obcokrajowców, a rodzimych zawodników w czołowych polskich klubach Ekstraklasy, jak na lekarstwo. Często spotykam w składach zespołów trzecio czy czwarto ligowych, a nawet niższych klas, obcokrajowców, a zwłaszcza z Afryki
Posłużę się też przykładem z klubu Wisła Kraków, to jaskrawe negatywne zjawisko dla rozwoju rodzimego futbolu. Wśród szerokiej kadry spotkać można piłkarzy dziesięciu narodowości z trzech kontynentów świata, a język polski na treningach jest drugorzędny, wcale nie obowiązujący. Na szczęście ostatnio coś drgnęło na korzyść lokalnego patriotyzmu. Ktoś skoczył po rozum do głowy.
Import futbolowych obcokrajowców na nasze boiska ma się dobrze, jest po prostu handlem żywym towarem, który wypycha polską młodzież piłkarską na obce tereny, często do klubów mało znaczących.
Martwi mnie taki stan rzeczy. Ale mój niepokój sięga również mojego klubu, LKS Kamienica. Obserwuję w nim sposób na sukces - krótszą drogą do celu, ale gdy go zbilansować jest to przedsięwzięcie zapewne droższe, ale co istotne - niebezpieczne.
Awans do IV ligi jest dużym sukcesem dla klubu z tak małej miejscowości, a mogło to się zdarzyć za sprawą obranej parę lat temu strategii klubu i głównego jej autora, i sponsora w osobie wiceprezesa zarządu. Wcale nie umniejszając pozostałym działaczom, ich wysiłków w obranej polityce klubu, zespół seniorów rósł siłą piłkarskiej „armii zaciężnej”. Piłkarze - wychowankowie innych klubów, którzy za niemałe pieniądze sponsora podjęli trud awansu, teraz starają się utrzymać powyżej strefy spadkowej w tabeli.

Nie zazdroszczę klubowym działaczom LKS Kamienica, gdy pomyślę, że wielu z nich ma świadomość zmartwienia podobnego mojemu, a to jest zawarte w odpowiedzi na pytanie, co stanie się z zespołem seniorów, gdy nie daj Bóg, główny sponsor nagle zaprzestanie finansować pierwszy zespół klubu?
Oby taka opcja nie zdarzyła się w czasie, kiedy klub nie będzie na to przygotowany, a mam wrażenie, że LKS Kamienica nie jest dziś gotowy podołać takiemu wyzwaniu. To już nie byłby spadek do klasy niższej – okręgówki, to byłby upadek – o dwie klasy niżej.

LKS Kamienica ma oddanych działaczy, podziwiam ich wieloletni trud, kilku z nich znam jeszcze z czasów powstawania klubu i myślę, że stać ich, by zmienić strategię. Najlepiej byłoby przygotowywać własną młodzież do gry w zespole seniorów, która w przyszłości może nie wypełnić całkowicie wszystkich pozycji w zespole, ale stanowić może większościową formację, rodzimą. Taka polityka może okazać się bardziej wychowawcza, dająca nie tylko bodziec miejscowej młodzieży trenującej w klubie, ale również bezpieczeństwo ochrony pozycji klubu na poletku śląskiej, czy częstochowskiej piłki nożnej. 

3 sierpnia 2011

Sportowe zwiedzanie Londynu

      Przy okazji pobytu w Londynie odwiedziłem miejsca przyszłorocznych zmagań Igrzysk Olimpijskich, spojrzałem z bliska na budowane obiekty. Zapragnąłem też poczuć "zapach" jednego z najsławniejszych obiektów sportowych Anglii,  Stadionu Wembley, odnowionego od fundamentów.  Kiedy moja wycieczka na stadion londyńskiego Arsenalu nie doszła do skutku, to w zamian znalazłem się na innym piłkarskim obiekcie w stolicy Anglii, słynnej Chelsea Londyn.

Na początek trafiłem w okolice potężnego placu budowy, jakim jest dzisiaj Park Olimpijski w londyńskim Stratford. Jest to ponoć największe założenie urbanistyczne w Europie, które w roku 2012 będzie służyło sportowcom z całego świata, by później zmienić się, dzięki dodatkowym inwestycjom lub rekonstrukcjom, w wielki park urbanistyczny na obszarze 450 ha. Ta część Londynu wschodniego  jest w jakimś stopniu bardzo zaniedbaną dzielnicą, co widoczne gołym okiem, kiedy objeżdża się samochodem osobowym teren wokół budowy. Stąd zwyciężył pomysł inwestycji na tak dużą skalę w tym rejonie wielkiego miasta i nadzieja miejscowych włodarzy na zmianę wizerunku wschodniego Londynu po zakończonych igrzyskach. Wybrana lokalizacja ma się stać atrakcyjnym miejscem angielskiej metropolii, co zachęci do zamieszkania w tej części i odwiedzania w celach rekreacyjno-wypoczynkowo-kulturalno-naukowych. Gotowe budynki miasteczka olimpijskiego, gdzie przez prawie trzy miesiące będą mieszkali sportowcy – uczestnicy zmagań olimpijskich i paraolimpijskich, po igrzyskach zamienią się w mieszkania dla ponad 2800  rodzin. 1380 mieszkań zostanie sprzedanych, a ponad 1400 zostanie oddanych administracji miasta na cele mieszkań komunalnych, zaś pewna część budynków wioski olimpijskiej zostanie przeznaczona na akademiki dla 1800 studentów.
Niektóre obiekty sportowe w Parku Olimpijskim będą po prostu rozebrane po igrzyskach, a ich elementy wykorzystane do innych celów. Na przykład gotowa już Arena Basketball, gdzie będą rozgrywać swoje zawody koszykarskie reprezentacje, zostanie zdemontowana. Inne miejsca zostaną wkomponowane tak, aby ogrody i rezerwat dzikiej przyrody wtopił się w sąsiedztwo infrastruktury przeznaczonej na ścieżki rowerowe i piesze, miejsca na wspinaczkę, krykiet oraz na różnego rodzaju imprezy kulturalno-rozrywkowe, koncerty i festiwale.

Potężny plac budowy widoczny jest dla turystów z wyznaczonych ścieżek specjalnie znakowych i zabezpieczonych obsadą kilkunastu przewodników, którzy udzielają informacji o inwestycyjnych przedsięwzięciach infrastruktury olimpijskiej, zaawansowania robót i przeznaczenia obiektów po igrzyskach.  Z tych miejsc, najbliżej widoczny jest Stadion Olimpijski dla 80 tysięcy widzów, któremu brakuje jeszcze zewnętrznej pionowej dekoracji, ale oficjalnie został otwarty w marcu 2011 roku. Planuje się, iż po igrzyskach olimpijskich na stadionie zostaną przeprowadzone prace demontażowe górnych trybun i wówczas pojemność obiektu zmniejszy się do prawie 30 tysięcy widzów. Budowę stadionu rozpoczęto w kwietniu 2008 roku, oddano do użytku, ale wokół jeszcze spora ilość maszyn budowlanych, kontenerów i pracujących wykonawców. Dla porównania, Stadion Narodowy w Warszawie, dla 55 tysięcy kibiców, budowany jest od maja 2008.
Stadion Olimpijski w Londynie ma już wybranego operatora, gospodarza obiektów po igrzyskach i będzie nim klub West Ham United, który w konkursie przetargowym wygrał z mocnym konkurentem - Tottenham Londyn.
W niewielkim oddaleniu od Stadionu Olimpijskiego wznoszona jest wysoka, kręta spiralnie w górę konstrukcja, na której 27 lipca 2012 roku zapłonie znicz olimpijski. Nieco dalej widoczne są imponujące budowle zespolone w Centrum Sportów Wodnych, gdzie usytuowano olimpijskie pływalnie. Kształt zewnętrznej budowli to dwa potężne skrzydła, pomiędzy którymi imponuje dach w kształcie fali.
 
Park Olimpijski to jeszcze wielki plac budowy, ale jak informują tamtejsze media, wiele obiektów oddano przed terminem, a największe prace trwają przy budowie dróg, alejek, placów parkingowych i wewnątrz budynków przeznaczonych dla sportowców, obsługi olimpijskiej i mediów.
Oczywiście, wiele zawodów sportowych odbędzie się poza Parkiem Olimpijskim, jak choćby turniejowe mecze piłki nożnej. Te zaplanowane są w Coventry, Glasgow, Cardiff, Manchester, Newcastle oraz w Londynie na Wembley. Odwiedziłem ten ostatni obiekt. Imponuje swoją wielkością, ale zarazem prostą, chociaż nowoczesną architekturą, która wewnątrz zapewnia widzom największy luksus oglądania meczów piłkarskich. Wewnątrz obiektu, na obszarze 3480 m2, na dwóch poziomach, zainstalował swoje sale Klub im. Bobby Moore, piłkarza legendy, kapitana reprezentacji Anglii, zdobywcy Pucharu Świata w 1966 roku, zmarłego w wieku 52 lat.
Miejsce stadionu imponuje dostojnością, która dorównuje wielkim historycznym wydarzeniom futbolowym, jakie miały tu miejsce, a jest to wyjątkowa ilość wspaniałych meczów piłki nożnej, również z udziałem reprezentacji Polski.
Nie odmówiłem zaproszenia do pubu obok stadionu, aby wznieść toast kuflem z piwem na tle triumfujących angielskich piłkarzy w finale mistrzostw świata na Wembley 45 lat temu, a umieszczonych w formie zdjęciowej na jednej ze ścian restauracyjnej sali.

Aby dalej czuć smak wielkiego futbolu, w drodze powrotnej wstąpiliśmy na piłkarski obiekt Chelsea Londyn. Krótka wizyta, kilka fotek i zazdrosnych westchnień z powodów znanych polskiemu kibicowi, któremu brakuje tego, co ma angielski fan -  jakości i ilości stadionów piłkarskich, klasowych drużyn klubowych, oraz gwarancji bezpieczeństwa na meczach futbolowych. To ostatnie już dawno osiągnęło najwyższe wymagania na Wyspach Brytyjskich, a przecież w przeszłości było podobnie do naszej rzeczywistości w kraju.