29 kwietnia 2012

Wielkie Derby Krakowa

Wiele ciekawych pojedynków piłkarskich ma miejsce na finiszu Ekstraklasy i wiele będzie się działo w poniedziałkowy wieczór w grodzie Kraka. Wielkie derby Krakowa, "święta wojna", Wisła podejmuje Cracovię. 

Wybieram się na stadion przy Reymonta z nadzieję obejrzenia przyzwoitego futbolu i chciałoby się napisać - przyzwoitego kibicowania. To ostatnie, aby się spełniło, musi graniczyć z cudem. Derbowe zwycięstwo jednych będzie zdobyciem pucharu pucharów - mistrzostwa Krakowa, dawniej Galicji. Oprócz tego, dla drugich może być umocnieniem wiary w pozostanie w Ekstraklasie. Przegrana dla jednych będzie kontynuacją złej passy w derbowych pojedynkach, dla drugich pożegnaniem z Ekstraklasą. Remis nie zadowoli żadnej ze stron. Zanim jednak zapadną rozstrzygnięcia, można tylko żałować, że w krakowskich derbach weźmie udział przeważająca ilość piłkarskich obcokrajowców. Wielu z nich, nie dawno jeszcze, pojęcia nie miało o istnieniu takich klubów w Krakowie, jak Wisła i Cracovia. Dla przyzwoitości, aby wiedzieć w czym się uczestniczy, należy zapoznać się z historią dawną i nieco późniejszą, bo derby Krakowa zapisane są na pokaźnych kartach historii i posiadają swoją specyficzną tradycję.

Pierwszy odnotowany w mediach mecz pomiędzy Cracovią i Wisłą zakończył się remisem 1:1 i miał miejsce 20 września 1908 roku na Cracovii, zaś derby rozegrane 8 maja 1913, które wygrała na własnym stadionie Cracovia 2:1, FIFA uznała za pierwsze spotkanie polskich drużyn w oficjalnych rozgrywkach w ramach międzynarodowych struktur organizacji piłkarskiej, jako mistrzostwa Galicji. Do najsłynniejszych meczów derbowych zalicza się pojedynek obydwu klubów w 1948 roku, pierwszych po II wojnie światowej. Obydwa kluby zakończyły rozgrywki I ligi z identyczną ilością punktów i o mistrzostwie Polski decydował dodatkowy mecz na neutralnym obiekcie. 5 grudnia 1948 roku Cracovia pokonała Wisłę 3:1 na stadionie Garbarni Kraków. 
Jak podają oficjalne kroniki, odbyło się w sumie 184 meczów derbowych, z których 82 zakończyło się zwycięstwem Wisły, 60 Cracovii i tylko 2 remisem. Najwyższe wygrane to 7:1 Wisły i 6:0 Cracovii. W bramkach też dużo lepsza Wisła, która zdobyła 298, a straciła 232 gole.
   
Ostatnia "święta wojna" miała miejsce 6 listopada 2011 roku, przy ulicy Kałuży Cracovia pokonała Wisłę 1:0 po bramce holenderskiego napastnika Koen van der Biezena, który w ten sposób przyłożył się do dymisji holenderskiego trenera Wisły Roberta Maaskanta. W tych derbach wzięło udział 28 piłkarzy, z czego tylko 8 polskiej narodowości. Wówczas sytuacja w tabeli obydwu zespołów była mniej więcej podobna do dzisiejszej. Cracovia, tak jak obecnie, zajmowała ostatnią pozycję, a Wisła piątą lokatę, teraz siódmą. Jesienią sytuacja obydwu klubów była jednak o wiele korzystniejsza. Teraz, na finiszu rewanżowej rundy, Wisła utraciła szansę na obronę tytułu mistrza Polski, zaś Cracovia znalazła się na równi pochyłej o  większym stopniu nachylenia w stronę degradacji do niższej ligi.


20 kwietnia 2012

Bida, panie, bida


Kasy  krakowskich klubów piłki nożnej są tak przerażająco puste, że wielu włodarzy głośno stęka już na samą myśl o pieniądzach. Kogo zapytasz, to słyszysz podobnie - bida panie, bida. I dopowiem, że przestała piszczeć, bo już nie ma sił. Czego innego można się spodziewać, kiedy już do wielkich klubów zawitał kryzys, więc co mają powiedzieć pozostali? 
Z krakowskiego podwórka zapodam tylko jeden przykład średniaka piłkarskiego, klubu mającego na "garnuszku" ponad 160 zawodników, z czego tworzy pięć młodzieżowych drużyn i jeden zespół seniorów. Przyjmując umowną jednostkę za 100, którą wydawał klub w bezpośrednich kosztach na jednego piłkarza w roku 2009, to z wyliczeń wynika, iż w roku 2010 było to 95, w 2011 - 72, a w 2012 zaledwie 44. Główną przyczyną tak drastycznie zmniejszających się wydatków na sportowe aspekty utrzymania piłkarza są dramatycznie spadające dotacje budżetu Gminy na młodzież i sport - we wszystkich projektach konkursowych. Ponadto klub musi udźwignąć coraz większy bagaż po stronie kosztów wszelkiego rodzaju mediów, a te rosną i nie chcą się zatrzymać na dłużej, choćby na rok. 
To nie są banialuki pisane w celu poklasku dla autora, to nie są żadne podchody na aplauz, to są fakty, o których mówi się w klubach tak często, że brakuje tam czasu na statutowe rozmowy o dyscyplinie sportowej. Zamiast budować projekty szkoleniowe, udoskonalać bazę treningową, myśleć o podwyższaniu wyniku sportowego, o zdrowiu i wypoczynku swoich sportowców - działacze trudzą się i wydeptują ścieżki do kolejnych sponsorów żebrząc o kasę na zaległe faktury za gaz, prąd i transport.

Może za głośno myślę, lecz trudno mi się powstrzymywać. W takim tempie pogłębiającej się biedy w sporcie młodzieżowym możemy dojść do absurdalnych stwierdzeń, iż najmniej kosztowną technologią prowadzenia i utrzymania klubu piłkarskiego będzie brak własnego obiektu sportowego. Jedyną infrastrukturą, a właściwie nieruchomością klubu może stanowić biurko w domowym pokoju prezesa lub innego członka zarządu klubu oraz pralka gdzieś na zapleczu, garażu, aby wyprać stroje piłkarskie. A gdzie trenować? A byle gdzie, na orlikach, na placach zabaw, a może wcale. Na mecze wynająć prywatne boisko bogatego fabrykanta, aby tylko omijać gminne obiekty sportowe, a tymi niech się wreszcie zajmie tak naprawdę Zarząd Infrastruktury Sportowej. Tejże instytucji wówczas wypadnie ciężej popracować, albo po prostu - opuszczone tereny wydzierżawić lub sprzedać, na przykład pod budowę pawilonów handlowych Biedronki, Lidla i tym podobnych.

Przepraszam, że tworzę obraz irracjonalny, ale stawiam to zagadnienie w obliczu tego, co dzieje się w Krakowie. Ponoć radni miejscy ratują od kilku lat kolejne budżety Gminy Kraków metodami racjonalnymi, a te mają się nijak w świetle konstytucyjnych zobowiązań wobec społeczeństwa oraz głoszonych prawd o błędach w inwestycyjnych wydatkach Gminy.
Jak się ma kwota czterech milionów złotych, brakująca w dotacjach corocznych na młodzież sportową, bo o tyle średnio zmniejszana,  w stosunku do ponad stu milionów złotych przeznaczonych dodatkowo na stadion Wisły Kraków - wydatków poniesionych w wyniku błędów fachowców i urzędników?
Ta ostatnia kwota starczyłaby przez kolejnych 20 lat, aby z budżetu Gminy zaspokoić potrzeby organizacji stowarzyszeń kultury fizycznej na zajęcia z dziećmi i młodzieżą na poziomie przyzwoitości, bez wstydu, wzajemnych urazów beneficjentów i urzędników.

16 kwietnia 2012

Jasnowidzenie bliskie spełnienia


Na portalach internetowych optymistycznych newsów coraz mniej. Fachowcy od socjologii biją na alarm, głoszą zbliżający się koniec cywilizacji, koniec społeczeństwa przemysłowego i co niektórzy wietrzą bliski koniec świata. Wielu też wyczuwa jakiś koniec – dramatyczny, tragiczny, a może katastroficzny. Ktoś inny głosi, w wyniku jasnowidzenia, bliską wojnę na skalę dotychczas niespotykaną. 


Jak tu się nie bać o przyszłość, kiedy do tych „czarnych” wizji Polacy dorzucają kolejne swoje. 
Po dwóch latach dowiaduję się, że katastrofa smoleńska była wynikiem zamachu, według jednych zaplanowanego w Rosji, a według drugich w Polsce. Codziennie głoszona jest „prawda” o smoleńskiej katastrofie, która już całkowicie zagłuszyła i zniszczyła inne wyniki śledztwa.

A może jutro przeczytam w mediach, że 10 kwietnia 2010 prezydenta zabił premier. I nikomu z tego powodu włos z głowy nie spadnie. Ale za to ktoś obroni się przed prawdziwą wersją o Smoleńsku, oddali się od odpowiedzialności za ofiary, łzy, dramaty setki rodzin i narodową tragedię.

Znany polski filozof i światowej sławy socjolog zapytany na temat sytuacji we współczesnym europejskim kapitalizmie mówi - „trzy filary kuleją i zawalą się – zaufanie, solidarność, odpowiedzialność”. 
Na polskiej scenie politycznej właśnie te trzy filary przestały kuleć, po prostu zawaliły się. Zaś jasnowidzenie o wojnie może niebawem zamienić się w prawdę, która zaistnieć się zdaje na polskiej ziemi. Polak Polaka będzie bił i wówczas sprawdzi się przepowiednia o końcu cywilizacji i świata, ale tego polskiego, narodowo-wolnościowego.



   

5 kwietnia 2012

Smutna oczywistość


W pierwszym przypadku skromny, zapracowany działacz piłkarski, były piłkarz i trener, zakochany po uszy w klubie sportowym Bronowianka, a w drugim były piłkarz Cracovii, Wawelu i były trener czwarto ligowej Grębałowianki,  którego choroba unicestwiła kilkanaście lat temu. Wieści o śmierci Stanisława Syrdy i Jana Kazimierza Czarneckiego przypomniały mi o pewnych ważnych zjawiskach życia codziennego, o których wiedziałem od dawna i tylko odkurzam przy okazji smutnych uroczystości. 


Żywi świadkowie opiniują innych ludzi najczęściej z serdecznością przy okazji ich śmierci. To jest zrozumiałe. Jednak bardzo rzadko, za życia, pozytywnie oceniamy żyjących współtowarzyszy pracy, społecznej działalności, wspólnego tworzenia, czy wspólnej niedoli. Niby to cecha szlachetna mówić o innych w dobrym słowie, lecz rzadko z niej korzystamy. Największą przeszkodą ku takiemu spojrzeniu na innego człowieka z otoczenia jest  własny egoizm, materializm, a często chorobliwa zawiść. Za to uwielbiamy i korzystamy z dobrodziejstwa bycia wśród innych ludzi, często ukrywając przed nimi własne słabości i wady, by móc okazale zaistnieć. Nie rzadko zdarza się, że ich kosztem unikamy osobistej odpowiedzialności za swoje ludzkie skłonności do popełniania błędów.

To są prawdy już dawno odkryte. Tak jest, tak było i pewnie tak będzie. To jest po prostu smutna oczywistość.

Piłkarska Rodzina to rzesza ludzi – sportowców, działaczy, arbitrów, która skazana jest na współpracę pod ścisłą kontrolą kibiców i sympatyków piłki nożnej. Wszyscy razem Oni tworzą specyficzne społeczeństwo, uzależnione od piłki nożnej, gdzie jest miejsce dla wszystkich pokoleń oraz pamięć o zmarłych kolegach z Rodziny. 
Codzienna życzliwość, zrozumienie, poszanowanie wzajemnych relacji powinno być koniecznością. Powinno być, ale czy jest, niech odpowie sobie każdy z nas, kto czuje się być członkiem Piłkarskiej Rodziny.