28 marca 2011

Orliki jak miód na serce

Po piątkowym występie polskiej reprezentacji piłkarskiej w Kownie, frajersko przegranej z Litwą, kiepski nastrój poprawiła mi nazajutrz wizyta w hali Com Com Zone w Krakowie.  Wybrałem się na końcowe mecze piłkarskie finału halowych mistrzostw Krakowa orlików, które po raz 50 organizowane są przez Małopolski Związek Piłki Nożnej.  Byłem pod wrażeniem gry zespołów Sandecji Nowy Sącz, Wisły Kraków i Akademii 21 Kraków.  A już mecze z udziałem jedenastolatków z Nowego Sącza tak pozytywnie wpłynęły na moje samopoczucie, że szybko zapomniałem o polskich kibolach w litewskich aresztach, dziurawej defensywie narodowej reprezentacji i  kiepskiej skuteczności eksportowych polskich piłkarzy. Nawet kolejna przegrana kadry Smudy z Grecją  nie zaszkodzi mojemu zdrowiu, gdy wspomnę sobotnie zawody z udziałem orlików. Ich gra i postawa są dla mnie jak miód na serce.

Sama radość oglądać mecze z udziałem polskich dzieci, u których ambicja idzie w parze z wyszkoleniem i często z bardzo dorosłą oceną sytuacji na halowym boisku, gdzie reakcja musi być sprawniejsza, niż na otwartej przestrzeni naturalnej murawy.  Wierzę głęboko, że nawet w trudnych polskich realiach jest możliwe przyzwoite szkolenie piłkarskie dzieci i młodzieży. Wierzę również, że z tysięcy żaków i orlików w Polsce można stworzyć w przyszłości silną seniorską reprezentację narodową, przy której nie będziemy sięgać po płyn uspokajający nervosol i za którą to reprezentacją nie będą jeździć policjanci i kibole. 

Ponoć wiara czyni cuda, lecz w cuda nie wierzę i spoglądam na rzeczywistość realnie, bez tworzenia czegoś z niczego.  A tu w hali dojrzałem to piłkarskie coś, co mnie zdumiało, zaskoczyło i dało nadzieję. Wielkie gratulacje należą się szkoleniowcom młodego pokolenia - z Sandecji, Wisły czy Akademii 21. Dla nich pochwała, a dla tych szkoleniowców, co powinni tam być i widzieć, żółta kartka.

Piszę o tym dlatego, że bardzo mało robimy, aby od nas „odkleić łatkę” bycia mistrzami niszczenia młodych talentów piłkarskich. W codziennym życiu, wokół piłki nożnej, staje się to czynnością już normalną i  przyzwyczailiśmy się do marnotrawienia wieloletnich treningów wielu setek młodych i zdolnych piłkarzy.

W polskim światku piłkarskim, bardzo dochodowym interesem jest od jakiegoś czasu handel żywym towarem. Przedmiotem handlu jest piłkarz – młodzieżowiec. Jest to smutne, ale dorośli działacze piłkarscy i szkoleniowcy dają na to zezwolenie. Zwiększa się ilość młodzieżowców w zespołach seniorów i obniża ich wiek z zamysłem rozwoju szkolenia piłkarskiego. Efekt jest żaden, a raczej odwrotny.

Już od listopada zeszłego roku Wydział Gier PZPN „dobija” się do zarządu PZPN o zmianę ilości zawodników - młodzieżowców. Między innymi w IV lidze i klasie okręgowej propozycja brzmi niewiarygodnie – udział 3 młodzieżowców w podstawowym składzie. Przy takim przepisie, każdy z zespołów tych rozgrywek powinien mieć na mecz przynajmniej sześciu młodzieżowców, trzech w podstawowym składzie, pozostałych na ewentualne zmiany. 

A co dzieje się z młodzieżowcami po skończeniu 21 lat? Większość odsyła się do rezerw lub niższych klas rozgrywkowych, gdyż zrobili swoje, a po nich szuka się następnych, bo wiek młodzieżowca szybko mija, za rok lub dwa znów włodarze klubu muszą iść …na handel. 

Z racji pełnionej funkcji związkowej zająłem stanowisko, w odrębnym piśmie, ale zdaję sobie sprawę, że opinia jednego z wydziałów regionalnego związku może znaczyć niewiele dla tych co na górze. Może się mylę, chciałbym.

A we wtorek, jeśli przegramy z Grecją w stylu litewskim, to nazajutrz wybiorę się na trening orlików w pobliskim klubie – zażyć miodu na obolałe serce.

4 marca 2011

Odszedł kolejny mistrz

Wczoraj, 3 marca, na cmentarzu grębałowskim w Krakowie odbył się pogrzeb Lucjana Słowakiewicza, brązowego medalisty ME w boksie z 1965 roku, dwukrotnego mistrza i czterokrotnego wicemistrza Polski w wadze średniej i jedenastokrotnego zdobywcy lauru najlepszego pięściarza Krakowa w swojej wadze. Stoczył 382 walki, odniósł 322 zwycięstwa, 8 remisów i 52 porażki. Reprezentował, przez 13 lat, barwy Hutnika Nowa Huta, od 1958 do 1971 i z tym klubem zdobywał drużynowego mistrza Polski w roku 1964 i 1967. Miał 75 lat.
Synowie Lucjana, Andrzej i Waldemar, nie poszli w ślady ojca. Uprawiali piłkę nożną, Andrzej z dużo lepszym skutkiem, grał w swojej karierze w klubach Ekstraklasy. Obydwaj są trenerami futbolu, starszy Andrzej przebywa w zagłębiu lubińskim, młodszy Waldemar w Krakowie.
W ostatnim pożegnaniu uczestniczył i zabrał głos inny wielki bokser Jerzy Rybicki, obecnie prezes Polskiego Związku Bokserskiego. Karierę zawodniczą Lucjana przypomniał Wojciech Gorczyca, dziennikarz, wielki sympatyk boksu i piłki nożnej. Wśród obecnych na ceremonii pogrzebowej można było dostrzec wspaniałych w przeszłości bokserów i oczywiście pożegnali Lucjana kibice boksu, którzy pamiętają Słowakiewicza jeszcze z czasów Hali Garaży w Nowej Hucie. Niektórzy poznawali się po długim zastanowieniu, bo wielu z nich nie widziało się przez dziesiątki lat.

2 marca 2011

Marzenia spełnione, ratunku brak

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Ludowy Klub Sportowy Kmita  Zabierzów dołączy do grona tych organizacji sportowych, których nie będzie już na mapie centralnych rozgrywek piłkarskich.
Na początku XXI wieku zamarzył się włodarzom Kmity wielki futbol w niewielkiej gminie Zabierzów. Po osiągnięciu futbolowego apogeum okazało się, iż było to przedsięwzięcie ponad stan finansowych możliwości.  Kiedy nastąpiło otrzeźwienie wśród właścicieli i sponsorów klubu, było za późno.

Dziesięć lat temu LKS Kmita Zabierzów rozpoczął sportowy marsz w górę po stopniach ligowej drabinki.  Awans seniorów z „A” klasy do okręgówki w roku 2001, kolejny w roku 2003 do IV ligi, a rok później do III ligi. W tej ostatniej zaledwie dwa rozegrane sezony, by już w roku 2006 wraz ze Stalą Stalowa Wola awansować do II ligi. Jednak to nie był cel – marzenie i Tiger Kmita Zabierzów w roku 2008 znalazł się w składzie zespołów I ligi, a głównie za sprawą reorganizacji centralnych rozgrywek. To był początek końca.
Wyższa liga, wyższe apanaże, wyższe koszty utrzymania zmodernizowanej infrastruktury sportowej, coraz dalsze wyjazdy na zawody ligowe, licencyjne wymogi i coraz większe finansowe zadłużenie spowodowało, iż ciężar tych obciążeń był nieproporcjonalny do zapotrzebowania środowiska zabierzowskiego na futbol. Nasilający się głos opozycji miejscowego samorządu, sprzeciw wobec wymagań włodarzy klubu i w efekcie nastąpiło tak zwane zjawisko przemęczenia materiału, regres, i nagły spadek sportowy zespołu seniorów Kmity z I  do III ligi.  Zmienionemu zarządowi  klubu starczyło wysiłku na półtora sezonu gry seniorów w małopolsko-świętokrzyskiej III lidze.  Runda wiosenna 2011 będzie już bez udziału seniorów zabierzowskiego klubu.

Kmicie pozostała młodzież.  Juniorzy starsi  występują w Małopolskiej Lidze, juniorzy młodsi w I lidze, trampkarze starsi i młodsi w III lidze i do tego dwie drużyny orlików i żaków. Pewnie wszystkie te zespoły dograją obecny sezon piłkarski, chociaż gwarancji na dziś nie ma. Kmita Zabierzów ma po prostu kłopoty z zadłużeniem i komornikiem, a ten zablokował konto bankowe, na które Urząd Gminy środków dotacji na młodzież nie przeleje.

To kolejna lekcja o konsekwencjach budowy wielkiej piłki tam, gdzie tradycje mizerne i zapotrzebowanie niewielkie. Kraków jest na tyle silnym ośrodkiem piłkarskim, że wokół jego granic nie powiedzie się inwestycja w klub futbolowy wysokich lotów. Ostatnia dekada odkryła te prawdy w Niedźwiedziu, Proszowicach, Wolbromiu i Jerzmanowicach.  Niepokojące są wieści z Wieliczki o kondycji tamtejszego Górnika, oraz MKS Alwernia.  Znane są problemy z odtworzeniem futbolowej teraźniejszości na miarę  historycznego Hutnika Kraków z jego najlepszych lat i perypetie z nieruchomościami Garbarni Kraków, a ten ostatni już blisko bram drugoligowych rozgrywek. Póki co, problemów tych jeszcze nie ma w LKS Puszcza Niepołomice, który pierwszy sezon występuje w II lidze i oby jak najdłużej. Jeśli w tej z najbogatszych gmin kraju powtórzą się scenariusze o futbolowych marzeniach włodarzy z przywołanych tu miejscowości, nie będzie niespodzianki, a tylko spełnieniem pewnej reguły.