29 listopada 2012

W sprawie mi bliskiej

Klub sportowy Grębałowianka Kraków znalazł się w organizacyjnej niemocy, powstał pat wyborczy. Nikt nie chce być prezesem klubu. A wszystko za sprawą rezygnacji zdecydowanej większości członków zarządu, na dziewięć miesięcy przed upływem kadencji. Przyczyn tego stanu jest kilka, ale podstawowy, to brak pieniędzy i strach przed tworzeniem zadłużenia na potrzeby działalności sportowej i utrzymania obiektu. Trudno być mi obojętny na problemy piłkarskiego stowarzyszenia kultury fizycznej w Grębałowie, tym bardziej, że w tym klubie spędziłem  dwanaście lat społecznej pracy, w tym ponad osiem w roli prezesa.  Rozstałem się z działalnością z upływem kadencji, latem 2010 roku.

Nie tylko na przykładzie Grębałowianki, ale również wielu piłkarskich krakowskich klubów, mogę dziś z pełną odpowiedzialnością oznajmić, że nadchodzi kres działalności sportowej w dotychczasowej formie. Przerażająco rośnie ilość organizacji pozarządowych w Krakowie - śmiem twierdzić - które nie są już zdolne utrzymywać szkolenia sportowego dzieci i młodzieży na poziomie podobnym do tego sprzed czterech, pięciu lat. Wówczas w krakowskim sporcie rozpoczęło się pozytywne myślenie, zwłaszcza dzięki progresowi w dotacjach z Gminy Kraków. Pod względem liczby organizacji pozarządowych i wysokości budżetowych pieniędzy, w  Krakowie osiągnięto apogeum. Dano wówczas jednoznaczny sygnał, że warto poszerzać statutową działalność we wspomnianych organizacjach i w wielu klubach piłkarskich tak czyniono, powstawały nowe zespoły dziecięco-młodzieżowe, modernizowano obiekty sportowe. Jak się okazało, był to kierunek fałszywy, bo też i sygnał był zgubny. Przez kolejne trzy lata gminny budżet zaniżał dofinansowanie w radykalnych rozmiarach.  Zaś w sposób mało oszczędny poszerzano nadzór, kontrolę i „opiekę” nad gminnymi obiektami sportowymi w Krakowie. Nowo powstały Zarząd Infrastruktury Sportowej rósł w siłę i wydawało się, iż niebawem włodarze klubów sportowych odczują oczekiwaną pomoc zawodowych urzędników i fachowców w sprawach sportowej infrastruktury. Jak się okazało, koniunktura nastąpiła, ale po jednej stronie, w zamian druga otrzymywała obietnice lub zalecenia, często też nauki sprowadzające się do wskazówek, że należy korzystać z pomocy radnych, gdy ma się problemy. 

Działacze sportowi są często w Krakowie niedoceniani, niektórzy z przykrością stwierdzają, że spotykają się z partykularyzmem urzędniczym. Najlepszym przykładem niech będą sformułowania  słyszane wcale nie rzadko, że jeśli ktoś wybiera zajęcie w klubie sportowym, to niechaj martwi się o jego zabezpieczenie finansowe we własnym zakresie, a nie żąda pomocy od Gminy. I w tym miejscu powstaje niezrozumienie konstytucjonalnego obowiązku Państwa wobec roli wychowawczej wśród dzieci i młodzieży. Na tym polu, samorządy mają właśnie ustawowy obowiązek wspomagać organizacje pozarządowe w ich statutowej działalności. Nie może w tym zakresie być żadnej łaski. A sprawdzonego działacza sportowego należy traktować jak wolontariusza z krwi i kości, który bezinteresownie poświęca swój czas, zdrowie i własne pieniądze. Tych ludzi nie należy pouczać, karcić i odpychać, lecz wychodzić im naprzeciw z pomocą. Bo nawet jak zabraknie pieniędzy z samorządowego worka na statutową działalność, wówczas dobre słowo, uznanie i podziw może znaczyć wiele i często zapobiec zniechęceniu i frustracji społecznikowskiego środowiska.

Problem w Grębałowiance, w żadnej formie i w żadnym rodzaju działalności sportowej, nie powstał z przyczyn nieodpowiedzialnych działań zarządu klubu, czy wydawania pieniędzy na wyrost.  Dziś klub nie ma złotówki zadłużenia, ale nie ma też zabezpieczonej złotówki na przyszłoroczną działalność oraz utrzymanie wcale niemałego obiektu, który powinno się ogrzewać zimą, oświetlać wieczorami itp. Apel zarządu do rodziców, aby wspomogli najmłodsze zespoły, spotkał się z pozytywnym odzewem, ale dotyczy to dwóch drużyn, a są jeszcze cztery, najbardziej kosztowne w działalności. 

Prezes Krzysztof Wiatr i wiceprezes Marek Istrati od dawna mieli i mają świadomość potrzeb i jak się wydaje, dużą odpowiedzialność za klub powiązali z obawą przed przyszłością, kiedy trzeba będzie zderzyć się z poważnymi problemami finansowymi. Obydwaj panowie pracują i często musieli zaniedbywać swoje obowiązki zawodowe kosztem klubu. Na pierwszym Walnym Zebraniu 25 listopada nie kryli swojej frustracji z powodów opisanych  wyżej.

Nastąpił wspomniany wyborczy pat. Nie ma chętnych do roli kierowania organizacją, nikt nie chce uczestniczyć w tworzeniu smutnej rzeczywistości w najnowszej historii klubu. A bardzo możliwy jest scenariusz, że przyszły prezes będzie zmuszony tworzyć podwaliny, które mogą  okazać się podstawą dla Urzędu Miasta Krakowa, aby powołać Komisję Likwidacyjną. W obecnej sytuacji, rezygnacje pięciu członków zarządu noszą znamiona większej szkody dla grębałowskiego stowarzyszenia, niż wydawało się jeszcze ponad miesiąc temu. Gdy 16 grudnia, w trakcie drugiej części Nadzwyczajnego Zebrania Członków Klubu, ponownie zagości wyborczy pad, nie będzie już odwołania. Klamka zapadnie. 
Nie dopuszczam takiej myśli, nie wyobrażam sobie rozwiązania klubu sportowego z prawie sześćdziesięcioletnią tradycją, ale kto wie, czy to wszystko nie zmierza ku zapaści. Grębałowianka, póki co, poddała się profilaktycznym badaniom, które wykryły początki poważnej choroby, ale wierzę, że uleczalnej.