Klub sportowy Grębałowianka Kraków znalazł się w organizacyjnej
niemocy, powstał pat wyborczy. Nikt nie chce być prezesem klubu. A wszystko za sprawą rezygnacji
zdecydowanej większości członków zarządu, na dziewięć miesięcy przed
upływem kadencji. Przyczyn tego stanu jest kilka, ale podstawowy, to brak
pieniędzy i strach przed tworzeniem zadłużenia na potrzeby działalności sportowej
i utrzymania obiektu. Trudno być mi obojętny na problemy piłkarskiego stowarzyszenia kultury fizycznej w Grębałowie, tym bardziej, że w tym klubie spędziłem dwanaście lat społecznej pracy, w
tym ponad osiem w roli prezesa. Rozstałem
się z działalnością z upływem kadencji, latem 2010 roku.
Nie tylko na przykładzie Grębałowianki, ale również
wielu piłkarskich krakowskich klubów, mogę dziś z pełną odpowiedzialnością
oznajmić, że nadchodzi kres działalności sportowej w dotychczasowej formie. Przerażająco rośnie ilość organizacji pozarządowych w Krakowie - śmiem twierdzić - które nie są już zdolne utrzymywać szkolenia sportowego dzieci i młodzieży na poziomie podobnym
do tego sprzed czterech, pięciu lat. Wówczas w krakowskim sporcie rozpoczęło
się pozytywne myślenie, zwłaszcza dzięki progresowi w dotacjach z Gminy
Kraków. Pod względem liczby organizacji pozarządowych i wysokości budżetowych pieniędzy,
w Krakowie osiągnięto apogeum. Dano wówczas jednoznaczny sygnał, że warto
poszerzać statutową działalność we wspomnianych organizacjach i w wielu klubach
piłkarskich tak czyniono, powstawały nowe zespoły dziecięco-młodzieżowe, modernizowano obiekty sportowe. Jak
się okazało, był to kierunek fałszywy, bo też i sygnał był zgubny. Przez
kolejne trzy lata gminny budżet zaniżał dofinansowanie w radykalnych rozmiarach. Zaś w sposób mało oszczędny
poszerzano nadzór, kontrolę i „opiekę” nad gminnymi obiektami sportowymi w
Krakowie. Nowo powstały Zarząd Infrastruktury Sportowej rósł w siłę i wydawało
się, iż niebawem włodarze klubów sportowych odczują oczekiwaną pomoc zawodowych
urzędników i fachowców w sprawach sportowej infrastruktury. Jak się okazało,
koniunktura nastąpiła, ale po jednej stronie, w zamian druga otrzymywała obietnice lub zalecenia,
często też nauki sprowadzające się do wskazówek, że należy korzystać z pomocy radnych, gdy ma się problemy.
Działacze sportowi są często w Krakowie
niedoceniani, niektórzy z przykrością stwierdzają, że spotykają się z partykularyzmem urzędniczym. Najlepszym przykładem niech będą
sformułowania słyszane wcale nie rzadko, że jeśli ktoś wybiera zajęcie w klubie sportowym, to niechaj martwi się o jego zabezpieczenie finansowe we własnym
zakresie, a nie żąda pomocy od Gminy. I w tym miejscu powstaje niezrozumienie
konstytucjonalnego obowiązku Państwa wobec roli wychowawczej wśród dzieci i młodzieży. Na tym
polu, samorządy mają właśnie ustawowy obowiązek wspomagać organizacje
pozarządowe w ich statutowej działalności. Nie może w tym zakresie być żadnej
łaski. A sprawdzonego działacza sportowego należy traktować jak wolontariusza z
krwi i kości, który bezinteresownie poświęca swój czas, zdrowie i własne pieniądze.
Tych ludzi nie należy pouczać, karcić i odpychać, lecz wychodzić im naprzeciw z
pomocą. Bo nawet jak zabraknie pieniędzy z samorządowego worka na statutową
działalność, wówczas dobre słowo, uznanie i podziw może znaczyć wiele i często zapobiec zniechęceniu i frustracji społecznikowskiego środowiska.
Problem w Grębałowiance, w żadnej formie i w żadnym rodzaju działalności sportowej, nie
powstał z przyczyn nieodpowiedzialnych działań zarządu klubu, czy wydawania pieniędzy na
wyrost. Dziś klub nie ma złotówki zadłużenia, ale nie ma też
zabezpieczonej złotówki na przyszłoroczną działalność oraz utrzymanie wcale niemałego obiektu, który powinno się ogrzewać zimą, oświetlać wieczorami itp. Apel zarządu do rodziców, aby wspomogli najmłodsze zespoły, spotkał się z pozytywnym
odzewem, ale dotyczy to dwóch drużyn, a są jeszcze cztery, najbardziej
kosztowne w działalności.
Prezes Krzysztof Wiatr i wiceprezes Marek Istrati od dawna mieli i mają świadomość potrzeb i jak się wydaje, dużą odpowiedzialność za klub powiązali z obawą przed przyszłością, kiedy trzeba będzie zderzyć się z poważnymi problemami finansowymi. Obydwaj panowie pracują i często musieli zaniedbywać swoje obowiązki zawodowe kosztem klubu. Na pierwszym Walnym Zebraniu 25 listopada nie kryli swojej frustracji z powodów opisanych wyżej.
Prezes Krzysztof Wiatr i wiceprezes Marek Istrati od dawna mieli i mają świadomość potrzeb i jak się wydaje, dużą odpowiedzialność za klub powiązali z obawą przed przyszłością, kiedy trzeba będzie zderzyć się z poważnymi problemami finansowymi. Obydwaj panowie pracują i często musieli zaniedbywać swoje obowiązki zawodowe kosztem klubu. Na pierwszym Walnym Zebraniu 25 listopada nie kryli swojej frustracji z powodów opisanych wyżej.
Nastąpił wspomniany wyborczy pat. Nie ma chętnych do roli kierowania organizacją, nikt nie chce uczestniczyć w tworzeniu smutnej rzeczywistości w najnowszej historii klubu. A bardzo możliwy jest scenariusz, że przyszły prezes będzie zmuszony tworzyć podwaliny, które mogą okazać się podstawą dla Urzędu Miasta
Krakowa, aby powołać Komisję Likwidacyjną. W obecnej sytuacji, rezygnacje pięciu członków zarządu noszą znamiona większej szkody dla grębałowskiego stowarzyszenia, niż wydawało się jeszcze ponad miesiąc temu. Gdy 16 grudnia, w trakcie drugiej części Nadzwyczajnego Zebrania Członków Klubu, ponownie zagości wyborczy pad, nie
będzie już odwołania. Klamka zapadnie.
Nie dopuszczam takiej myśli, nie wyobrażam sobie rozwiązania klubu sportowego z prawie sześćdziesięcioletnią tradycją, ale kto wie, czy to wszystko nie zmierza ku zapaści. Grębałowianka, póki co, poddała się profilaktycznym badaniom, które wykryły początki poważnej choroby, ale wierzę, że uleczalnej.
Nie dopuszczam takiej myśli, nie wyobrażam sobie rozwiązania klubu sportowego z prawie sześćdziesięcioletnią tradycją, ale kto wie, czy to wszystko nie zmierza ku zapaści. Grębałowianka, póki co, poddała się profilaktycznym badaniom, które wykryły początki poważnej choroby, ale wierzę, że uleczalnej.