Po piątkowym występie polskiej reprezentacji piłkarskiej w Kownie, frajersko przegranej z Litwą, kiepski nastrój poprawiła mi nazajutrz wizyta w hali Com Com Zone w Krakowie. Wybrałem się na końcowe mecze piłkarskie finału halowych mistrzostw Krakowa orlików, które po raz 50 organizowane są przez Małopolski Związek Piłki Nożnej. Byłem pod wrażeniem gry zespołów Sandecji Nowy Sącz, Wisły Kraków i Akademii 21 Kraków. A już mecze z udziałem jedenastolatków z Nowego Sącza tak pozytywnie wpłynęły na moje samopoczucie, że szybko zapomniałem o polskich kibolach w litewskich aresztach, dziurawej defensywie narodowej reprezentacji i kiepskiej skuteczności eksportowych polskich piłkarzy. Nawet kolejna przegrana kadry Smudy z Grecją nie zaszkodzi mojemu zdrowiu, gdy wspomnę sobotnie zawody z udziałem orlików. Ich gra i postawa są dla mnie jak miód na serce.
Sama radość oglądać mecze z udziałem polskich dzieci, u których ambicja idzie w parze z wyszkoleniem i często z bardzo dorosłą oceną sytuacji na halowym boisku, gdzie reakcja musi być sprawniejsza, niż na otwartej przestrzeni naturalnej murawy. Wierzę głęboko, że nawet w trudnych polskich realiach jest możliwe przyzwoite szkolenie piłkarskie dzieci i młodzieży. Wierzę również, że z tysięcy żaków i orlików w Polsce można stworzyć w przyszłości silną seniorską reprezentację narodową, przy której nie będziemy sięgać po płyn uspokajający nervosol i za którą to reprezentacją nie będą jeździć policjanci i kibole.
Ponoć wiara czyni cuda, lecz w cuda nie wierzę i spoglądam na rzeczywistość realnie, bez tworzenia czegoś z niczego. A tu w hali dojrzałem to piłkarskie coś, co mnie zdumiało, zaskoczyło i dało nadzieję. Wielkie gratulacje należą się szkoleniowcom młodego pokolenia - z Sandecji, Wisły czy Akademii 21. Dla nich pochwała, a dla tych szkoleniowców, co powinni tam być i widzieć, żółta kartka.
Piszę o tym dlatego, że bardzo mało robimy, aby od nas „odkleić łatkę” bycia mistrzami niszczenia młodych talentów piłkarskich. W codziennym życiu, wokół piłki nożnej, staje się to czynnością już normalną i przyzwyczailiśmy się do marnotrawienia wieloletnich treningów wielu setek młodych i zdolnych piłkarzy.
W polskim światku piłkarskim, bardzo dochodowym interesem jest od jakiegoś czasu handel żywym towarem. Przedmiotem handlu jest piłkarz – młodzieżowiec. Jest to smutne, ale dorośli działacze piłkarscy i szkoleniowcy dają na to zezwolenie. Zwiększa się ilość młodzieżowców w zespołach seniorów i obniża ich wiek z zamysłem rozwoju szkolenia piłkarskiego. Efekt jest żaden, a raczej odwrotny.
Już od listopada zeszłego roku Wydział Gier PZPN „dobija” się do zarządu PZPN o zmianę ilości zawodników - młodzieżowców. Między innymi w IV lidze i klasie okręgowej propozycja brzmi niewiarygodnie – udział 3 młodzieżowców w podstawowym składzie. Przy takim przepisie, każdy z zespołów tych rozgrywek powinien mieć na mecz przynajmniej sześciu młodzieżowców, trzech w podstawowym składzie, pozostałych na ewentualne zmiany.
A co dzieje się z młodzieżowcami po skończeniu 21 lat? Większość odsyła się do rezerw lub niższych klas rozgrywkowych, gdyż zrobili swoje, a po nich szuka się następnych, bo wiek młodzieżowca szybko mija, za rok lub dwa znów włodarze klubu muszą iść …na handel.
Z racji pełnionej funkcji związkowej zająłem stanowisko, w odrębnym piśmie, ale zdaję sobie sprawę, że opinia jednego z wydziałów regionalnego związku może znaczyć niewiele dla tych co na górze. Może się mylę, chciałbym.
A we wtorek, jeśli przegramy z Grecją w stylu litewskim, to nazajutrz wybiorę się na trening orlików w pobliskim klubie – zażyć miodu na obolałe serce.