26 września 2012

Widziały gały, co brały

Sympatycy polskiej piłki nożnej mają okazję przeżywać dodatkowe emocje, bo okres przedwyborczy do nowych władz Polskiego Związku Piłki Nożnej przynosi codziennie w mediach nowe newsy. Zapewne największą sensacją ostatnich dni było oświadczenie o rezygnacji z ubiegania się o ponowny wybór na prezesa Związku zajmującego jeszcze tę funkcję Grzegorza Lato. Należy przypuszczać, że powód mógł być tylko jeden – brak wymagającej ilości rekomendacji, aby można w terminie dotrzymać warunków bycia kandydatem. Uważam, że już nie ma sensu pastwić się nad prezesem Grzegorzem i raczej przywrócić pamięć o nim, jako byłym świetnym piłkarzu.  W żadnym wypadku nie chcę go bronić. Po prostu żal mi się zrobiło człowieka, a jednocześnie mam jeszcze większą złość kierowaną na jego wyborców.


Gdy przychodzi czas wyborów na ważne funkcje państwowe w wyborach powszechnych, to społeczeństwu podstawia się na listy partyjne znane nazwiska w świecie mediów. Tym sposobem wielu znanych sportowców zasiadało lub zasiada w polskim parlamencie – Sejmie lub Senacie. I często największą ich zasługą w pracy parlamentarnej jest posiadanie znanego nazwiska. Chociaż nie do każdego to się odnosi, wyjątków w pozytywnym znaczeniu życie ukazało niewiele. Takim negatywnym przykładem jest Grzegorz Lato, który był już senatorem jednej kadencji, a na kolejne nie otrzymywał od wyborców przyzwolenia reprezentowania ich. W latach 2001–2005 zasiadał w Senacie z ramienia SLD z okręgu rzeszowskiego, w 2004 roku bez powodzenia kandydował do Parlamentu Europejskiego, a w 2005 i 2007 również ponosił porażki w wyborach parlamentarnych. Ale pierwsze niepowodzenie zaliczył w roku 1990, tuż po powrocie z emigracji zarobkowej w Kanadzie.  Został trenerem w Amice Wronki, a gdy go zwolniono, fabryka kuchenek zaproponowała mu funkcję dyrektora ds. marketingu i rzecznika prasowego.  „To był największy błąd, odkąd wróciłem do Polski. Poszedłem na wygodę, łatwe pieniądze. Jeździłem po różnych targach, używano mojego nazwiska do promocji wyrobów z Wronek. Teraz już wiem, że trzeba robić to, co się umie, a nie to, czego się nie umie" – wspomina tamten czas Lato. No właśnie i co dalej?  Podczas bycia senatorem, przez cztery lata zabrał głos zaledwie pięć razy, więc chyba niedobrze mu było w skórze parlamentarzysty. Sam podkreśla, że wiele się nauczył w gmachu przy Wiejskiej. W Mielcu i okolicach twierdzą, że podczas swojej kadencji nic nie zrobił dla regionu.

Wspomniane niepowodzenia Grzegorza Lato - kandydata na prezesa Związku w 2008 roku, niczego nie nauczyło działaczy związkowej piłki nożnej, nie wyciągnięto żadnych wniosków o formie intelektualnej kandydata. I wyszło na to, że zrekompensowano zasłużonemu piłkarzowi niepowodzenia życiowe i posadzono w fotelu prezesowskim największej związkowej organizacji sportowej w Polsce. Pamiętam ówczesny rok 2008, kiedy Lato z Greniem objeżdżali wojewódzkie miasta, aby w regionalnych Związkach szukać poparcia. W Krakowie zawierzono obiecankom kandydata o jego poparciu dla królewskiego miasta, które w tym czasie ubiegało się o współgospodarzenie Euro 2012. Lato wygrał z Bonkiem, delegaci z Małopolski na Zjazd w Warszawie poparli byłego senatora, chociaż wielu ówczesnych członków zarządu MZPN było za kandydaturą Bońka. Jeszcze przed startem do urny wyborczej wiele też było głosów prześmiewczych o intelekcie i słownictwie Grzegorza Lato, czy jego prostackiego poczucia humoru. Odnosiło się wtedy wrażenie, że silna była chęć „zwalenia” Listkiewicza, niźli merytoryczna dyskusja nad wartością i przydatnością jego zastępcy.
Mam wiele powodów, aby obarczać winą delegatów Zjazdu PZPN w 2008 roku, za obecny wizerunek polskiej piłki nożnej. To przecież delegaci wybierali prezesa i członków zarządu, a ci zatwierdzali składy poszczególnych komisji. Teraz największe cięgi zbiera Lato. Jest takie stare polskie porzekadło: „widziały gały, co brały”.

Prezes Małopolskiego ZPN Ryszard Niemiec powiedział na antenie krakowskiego radia, że Grzegorz Lato otrzymał od władz krakowskiej piłki czarną polewkę. Rekomendacje od MZPN otrzymało trzech kandydatów na prezesa PZPN: Zbigniew Boniek, Ryszard Kosecki i Edward Potok. Pierwszych dwóch  jest bardzo dobrze rozpoznawalna polskiemu kibicowi, dużo mniej trzecia kandydatura. Edward Potok jest szefem Łódzkiego Związku Piłki Nożnej, jednocześnie członkiem Zarządu PZPN odpowiedzialnym za funkcjonowanie systemu Ekstranet, Centralnej Bazy Danych Kibiców, Karty Kibica i sprzedaży biletów. Nadzoruje działalność Ośrodków Szkolenia Sportowego Młodzieży (klasy gimnazjalne i licealne chłopców i dziewcząt). Jest pełnomocnikiem PZPN w sprawach realizacji umów z Ministerstwem Sportu i Turystyki dotyczących działalności OSSM. Jest także przewodniczącym komisji ds. opracowania koncepcji rozwoju systemu Extranet PZPN oraz wspierania jego wdrażania w wojewódzkich związkach piłki nożnej. Jak to wszystko funkcjonowało w obecnej kadencji, będzie zapewne podsumowywane podczas omawiania wspomnianej kandydatury w trakcie październikowego Zjazdu.

Delegatami MZPN na Zjazd w Warszawie są panowie Ryszard Niemiec, Zbigniew Lach, Jerzy Kowalski, Janusz Hańderek i Andrzej Sękowski. Na kogo wskażą? Nie wypada mi zgadywać, czy kierować się odczuciami. Zapewne mają panowie trudny wybór i zadanie.  Czterech z obecnych delegatów było przy urnie wyborczej cztery lata temu, więc teraz czas na pokutę – odpowiedzialnie trafny wybór.