13 czerwca 2013

Widziane z Krakowa (7) dla kwartalnika "Korzenie"

Od prawej: Henryk Leszczyński, Basia Leszczyńska,
Zdzisław Wagner, Andrzej Krzechki i koleżanka Basi.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy kontynuowanie tekstów z cyklu „Widziane z Krakowa” dla kwartalnika „Korzenie” nie staje się nużące i mało przyciągające uwagę Czytelników.  Mam obawy, czy nie popadłem w egocentryzm w treściach postrzegania swojej rodzinnej miejscowości, gdzie urodziłem się i przebywałem prawie ćwierć wieku, a wiele zdarzeń opisuję z własnego punktu widzenia. Może za mało wspieram się wspomnieniami i opiniami innych osób z mojego dawnego otoczenia? Tłumaczę się przed sobą tym, że moje teksty to nie pamiętnik, a raczej przywoływanie wspomnień, które często wracają w pamięci w trakcie pisania. Notując hasłowo jakieś zdarzenie sprzed wielu lat, a związane z Kamienicą Polską, próbuję wówczas zbudować najbardziej wyrazisty obraz, jednocześnie zdaję sobie sprawę, iż mam problem z weryfikacją, z przyczyn oczywistych - brakiem kontaktów ze świadkami tamtych lat. Więc z tych powodów, a nie innych, staram się ograniczyć do roli obserwatora tego wszystkiego, co związane jest z rodzinną miejscowością, przeplatając teksty fragmentami wspomnień związanych z Kamienicą i własnego spostrzegania otoczenia, również z pozycji mieszkańca Krakowa.


Od prawej: Henryk Leszczyński, Andrzej Krzechki,
 koleżanka Basi,  Basia Leszczyńska i Waldemar Stronk.
A tu w Krakowie i tam w Kamienicy, odbywają się podobne wydarzenia i imprezy. W tym roku w Polsce, ponad 150 miejscowości dużych i małych przystąpiło do programu pod nazwą „Noc Muzeów”, po raz pierwszy odnotowano udział Regionalnego Muzeum w Kamienicy Polskiej, które i ja miałem przyjemność po raz drugi odwiedzić 18 maja. Od ostatniej mojej wizyty w listopadzie ubiegłego roku,  spostrzegłem wiele nowych eksponatów muzealnych. To cieszy. A w salce na I piętrze zastałem sporą grupę osób wsłuchanych w muzykę płynącą z akordeonowych instrumentów, a wykonywaną przez Józefa Pietrykę. Gdy robiłem pamiątkowe zdjęcia słuchaczom gry Józefa, rozpoznawałem wiele twarzy znajomych, których nie widziałem trzydzieści, a może czterdzieści lat. A później byłem świadkiem pokazu tkania na ręcznym muzealnym krośnie, a pracę wykonywała Władysława Sitek. Władzia pracowała w nieistniejącej już Spółdzielni Pracy Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Zawada” w Zawadzie. Przy tej okazji napomknę, iż w „Zawadzie” pracowała również moja żona, Weronika, koleżanka Władzi. Obie przybyły do naszej Gminy na praktyki zawodowe, wspólnie z innymi koleżankami szkolnymi. „Filipinki”, bo tak wówczas nazwaliśmy urodziwe przybyszki, były pod koniec lat sześćdziesiątych atrakcją dla męskiej młodzieży i mocną konkurencją dla miejscowych rówieśniczek płci pięknej w Kamienicy, Romanowie, czy Zawadzie. Jak się później okazało, część napływowej grupy pięknych praktykantek została na stałe w naszej Gminie, podbijając serca kilku męskim tubylcom. Pozostały tegoż mocne ślady w postaci pięciu małżeństw i już dwóch pokoleń - dzieci i wnuków.    

Gdy piszę niniejszy tekst, w Krakowie już szykują się do Nocy Teatrów i z tej okazji, z soboty na niedzielę 15 czerwca, miasto opanuje teatr. Spektakle będzie można obejrzeć zarówno na ulicach i placach oraz w teatralnych salach. Wystawione zostaną dramaty, komedie, tańce, kabarety. Może w przyszłości Kamienica zdobędzie się na odrodzenie miejscowego teatru, który onegdaj miał mocne tradycje i regularnie wystawiał swoje spektakle na scenie widowiskowej w budynku OSP, przy starej remizie strażackiej. Łza się w oku kręci, jak przypominam sobie aktorskie popisy Jana Fazana czy Franciszka Szmidy.  Szczególnie pan Franciszek potrafił porwać widzów, a budził wyjątkowy podziw swoją znakomitą grą sceniczną i nieprzeciętnym talentem aktorskim.
     
W Krakowie i Kamienicy również podobne emocje towarzyszą innym wydarzeniom w skali kraju, choćby przy okazji futbolowych meczów. Piłka nożna, najpopularniejsza dyscyplina sportowa w świecie, przeżywa poważny kryzys w Polsce. Kluby  sportowe biednieją, inne już plajtują z powodu utraty płynności finansowej, a reprezentacja narodowa Polski ma wszystko czego dusza zapragnie, a i tak ledwo dorównuje innym reprezentacjom takich „mocarstw”, jak Mołdawia czy księstwo Lichtenstein. Wprawdzie z tym ostatnim zespołem nasza kadra wygrała w sparingu, ale poszczególni piłkarze włożyli tyle wysiłku podczas meczu z jeszcze bardziej marnymi graczami, że trudno było polskim kibicom ujrzeć choćby iskierkę optymizmu. Tak wybrany sparingpartner i następnie remisowy pojedynek w eliminacjach mistrzostw świata z Mołdawią, odzwierciedlają poziom krajowego piłkarstwa. 
Z przykrością obserwuję też powolny spadek poziomu krakowskiej piłki. W poprzednim sezonie piłkarskim Cracovia zsunęła się do niższych pułapów ligowej młócki, a w tym inny klub,  Wisła Kraków, grał swoim sympatykom na nerwach. Na szczęście, z dużą frajdą czytałem i czytam relacje ze spotkań mistrzowskich IV ligi śląskiej z udziałem piłkarzy LKS Kamienica. Tak w życiu bywa, jak w staropolskim przysłowiu - łyżka dziegciu beczkę miodu popsuje. Tym razem miodem są wyniki klubu mojej rodzinnej miejscowości, któremu w tym roku stuknęło 40 lat istnienia. Chciałoby się powrócić wspomnieniami do tamtego roku 1973 i w otoczeniu kolegów tworzących ówczesną klubową piłkę, powspominać. Narodziny Klubu, to zasługa wielu ludzi zakochanych w futbolu, ale na szczególne wyróżnienie zasługują bracia Zygmunt i Bogdan Ratmanowie. To w ich domu i na ich ławeczce przydomowej długo dyskutowaliśmy o budowie boiska piłkarskiego, tworzeniu klubu. A później, przy rejestracji, nastąpiło zgłoszenie do gry sportowego podmiotu o nazwie Między Zakładowy Klub Sportowy Kamienica. Doszliśmy do wniosku, iż z taką nazwą będzie nam łatwiej ubiegać się o wsparcie w wielu zakładach produkcyjnych, których na ówczesne czasy było sporo w okolicy.

Wakacje to czas wypoczynku młodzieży szkolnej, ale i czas pracy dla wielu młodych uczniów i studentów. Dużo ogłoszeń w temacie zatrudnienia podczas letnich ferii jest w krakowskiej prasie. Wielu młodych ludzi chętnie z ofert skorzysta, bo chce się uczyć i pracować. 
Kiedy przypominam sobie swoje wakacje, to mile wspominam i te, podczas których wspólnie z kolegami poszukiwaliśmy pracy dorywczej. Zazwyczaj była to prosta robota przy żniwach, u gospodarzy - rolników. Na przykład, zaliczyłem pracę u pana Hermana, jednego z nielicznych większo-obszarowych rolników w Kamienicy. Swoją nieruchomość, budynek mieszkalny i gospodarczy, miał w pobliżu kościoła, w sąsiedztwie domostwa państwa Stronków.
Moje szkolne wakacje w Kamienicy, to też czas zbierania leśnych jagód i grzybów. A gdy tylko pogoda dopisywała, zaliczałem obowiązkowe odwiedziny miejscowego basenu. Ale mieliśmy też swoje inne miejsca wodnych kąpieli, bliżej swoich domostw, choćby te na zakolu Kamieniczki w sąsiedztwie zabudowań państwa Wałaszków.  
Wspomniałem tu nazwisko Stronk i przy tej okazji trudno mi nie wspomnieć Waldemara Stronka, o rok starszego kolegi. Wspólnie z Waldkiem, Heniem Leszczyńskim czy Andrzejem Krzechkim, spędzaliśmy wiele fajnych chwil. Na dowód zamieszczam dwie fotki z mojego archiwum, które wykonane zostały w sąsiedztwie basenu w Kamienicy,. Tańce były inspirowane muzyką płynącą z głośników umieszczonych na budynku świetlicy nad basenem. 
Dwa miesiące temu spotkała mnie bardzo miła niespodzianka, odebrałem rozmowę telefoniczną i w słuchawce usłyszałem męski głos, który po upewnieniu się mojej tożsamości, kazał mi odgadnąć, któż po drugiej stronie pozwolił sobie zadzwonić. Dla ułatwienia głos ten oznajmił, że ostatni raz nasze spotkanie  odbyło się prawdopodobnie ponad czterdzieści lat temu. Bądź mądry przy takiej podpowiedzi, bardziej oniemiałem. Jak się okazało, zadzwonił Waldek Stronk i tym samym uczynił mi wielką, wielką frajdę. Długo gaworzyliśmy, wspominając i opowiadając o własnych rodzinach. Przyrzekliśmy sobie spotkanie z udziałem innych kolegów i może już niebawem, podczas tegorocznych letnich wakacji, spotkamy się w Kamienicy Polskiej. Zapewne nie będzie to spotkanie na grzybach, nie będzie też z okazji zbiorów leśnych jagód, ale pewnie gdzieś przy grillu i może przy nieco wzmocnionej coli, która pomoże przywołać wiele wspólnych wspomnień.