4 września 2014

Dwie prawdy


Do napisania niniejszego tekstu sprowokował mnie felieton „Czy jest sens umierać za Wawel”, który ukazał się na portalu internetowym sportowetempo, autorstwa Ryszarda Niemca. We wstępie prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej napisał: Oficjalnie pragnę skrzyżować argumenty z panem prezesem nowohuckiej Wandy Bronisławem Krawczykiem, który kompletnie poważnie zaatakował mnie na związkowym forum, imputując łamanie prawa i daleko posunięty woluntaryzm w pełnieniu społecznej funkcji”.
Przypomnę, że tak zwane związkowe forum, to niedawne zebranie przedstawicieli kilku klubów krakowskiego Podokręgu Piłki Nożnej, których zespoły seniorskie występują w rozgrywkach piłkarskich klasy „A”, grupa II. Spotkanie z prezesem odbyło się na żądanie działaczy podczas drugiego sierpniowego ustalania terminarza ligowego. Gdy już do tego doszło pierwszego dnia września, okazało się, że prezes Niemiec nie był pewny własnego podpisu pod oficjalnym pismem – decyzją Prezydium MZPN w sprawie Wawelu i nie krył zaskoczenia publikacją dokumentu w sieci internetowej, ale nie pozostało mu nic innego, jak uwiarygodnić oficjalne pismo Związku.

We wspomnianym tekście felietonu szanowny prezes próbuje tłumaczyć, jak pisze - swoją „winę”, która ma polegać na decyzji Prezydium MZPN o finansowej pomocy drużynie seniorskiej Wawelu Kraków w postaci zwolnień klubu z opłat sędziowskich i wszelkich związkowych oraz pokrycie wynagrodzenia trenera tejże drużyny. Poinformował, że całość kosztów ma objąć okres do końca rundy jesiennej, co z grubsza wygeneruje kwotę 7-8 tysięcy złotych. Przyznał też: „zgodnie z dyrektywą nieoficjalności felietonu, myśmy w tym MZPN nie takie „przestępstwa” wykręcali”. I tu przytoczył przykład Garbarni Kraków, za czasów prezesa Macieja Gigonia. Kolejnym przykładem na „recydywę” (słowo ujęte w cudzysłów przez prezesa) była doraźna pożyczka 27 tysięcy złotych MZPN dla Unii Tarnów, zagrożonej relegowaniem z II ligi. Ryszard Niemiec wspomina też, iż w ramach „recydywy” MZPN podjął działania w sprawie innego zasłużonego klubu i cytuję: „Jakieś parę sezonów temu wziął na garnuszek III-ligowego Hutnika, zapobiegając wycofaniu się drużyny z rozgrywek, którym liderowała. Ponieważ zarząd klubu chciał wycofać zespół z braku funduszy, postawiliśmy veto, na co padło: no to, dajcie wy pieniądze na wyjazdy, trenerów!. No, i rada w radę, daliśmy, przy czym całość kosztów w rundzie wiosennej przekroczyła 60 tysięcy złotych… Zasłużyliśmy więc na surową represję z paragrafu „woluntaryzmu”, ale tylko w zawiasach, bo pan prezydent Jacek Majchrowski w swej łaskawości, wyrównał nam ekspens kasowy…”.  Jeśli mnie pamięć nie myli, w tym ostatnim przypadku raczej było na opak, to Gmina Kraków decyzją prezydenta Krakowa (Wydziału Sportu) przyznała najpierw pieniądze, aby wspomóc Hutnika, a że nie mogła finansować Sportowej Spółki Akcyjnej, to wspomnianą kwotę przelewano za pośrednictwem Małopolskiego Związku PN w Krakowie.  Łaskawość była większa po stronie Gminy.

Prezes Ryszard Niemiec wspomniał też o zadłużeniu klubów wobec Związku: „…nieściągnięcie zobowiązań blisko stu klubów małopolskich, których sumę Komisja Rewizyjna w dniu 31 grudnia ub. r. oszacowała na ca 500 tysięcy zł.”. I dalej prezes pisze: „Kluby, prezesie Krawczyk, robią bokami, ledwo wiążą koniec z końcem, o czym Pan wie z autopsji. Kiedy przychodzą do MZPN i proszą o przełożenie należności, rozłożenie je na raty, niekiedy umorzenie, przyznaję się bez bicia: wymiękam i głosuję „za”.” Jest w tym stwierdzeniu dużo prawdy, ale jest i druga prawda, tischnerowska. Wokół tych należności jest wiele niedomówień, gdyż wobec dłużników Związek ma różne miary. W stosunku do jednych stosuje miarę przymusu wpłat należności, poprzez odmowę rejestracji zawodników do gry. Znam kilka przypadków, zapamiętałem dwie kwoty dwóch różnych klubów, jedna 900 zł, druga 1400 zł zadłużenia. Petenci, gdy usłyszeli odmowę rejestracji, już przy następnym przybyciu do Związku ściskali w garści należną Związkowi kasę, uzbieraną w pośpiechu od prywatnych ludzi lub wyjętą z własnych oszczędności, bo jak tu nie wystartować w lidze. Ale musi istnieć inna miara ściągalności w stosunku do pozostałych dłużników. Bo jak wytłumaczyć wspomniane przez prezesa półmilionowe zadłużenie setki klubów wobec Związku? Wypada średnio po 5 tysięcy zł na klub. Pozostawiam tę kwestię bez dalszego komentarza i zastosuję znaną metodę „morda w kubeł”.
Pomoc finansowa dla sekcji seniorskiej Wawelu Kraków, w tak sformułowanej decyzji Prezydium, spowodowała oburzenie działaczy wielu klubów. Nie słyszałem sprzeciwu wobec udziałowi drużyny seniorskiej Wawelu w rozgrywkach, co pozytywnie opiniuje postawę piłkarskiej ferajny. Przeczytałem i usłyszałem wiele gorzkich słów krytyki pod adresem Związku z powodu formy pomocy finansowej, niespotykanej dotychczas. 

Przechodząc do konkluzji i na pytanie zawarte w tytule felietonu Ryszarda Niemca „Czy jest sens umierać za Wawel?” odpowiem – warto. Każdy klub sportowy, obojętnie, jakie posiada tradycje, a znajdzie się w trudnej sytuacji finansowej nie z własnej winy, powinien otrzymać pomoc związkową w postaci wielu dozwolonych form, zgodnie ze statutem związkowym i wszelkimi przepisami w tym zakresie. Lecz zatrudnianie przez Związek trenera piłki nożnej, który ma świadczyć pracę na rzecz innego podmiotu (klubu piłkarskiego) jest niedopuszczalne prawnie. To samo można odnieść do wynagrodzeń płatnych przez Związek w ramach zleceń za pracę sędziów, a wystawionych na zewnętrzny podmiot (klub). Jak można ominąć obowiązujące przepisy z rachunkowości, nie mnie o tym pisać, ale nie chciałbym nigdy czytać i słyszeć jednego z argumentów, które użył prezes zarządu w felietonie: „myśmy w tym MZPN nie takie „przestępstwa” wykręcali”, gdyż to brzmi sarkastycznie, ironicznie, niepoważnie. Chciałbym, aby przeważała w działalności związkowej jednakowa reguła dla wszystkich, nie tylko w sprawach finansowych. Przede wszystkim, dużo zastrzeżeń można mieć do niestosowania w wielu sprawach obowiązujących regulaminów związkowych. Jest to temat na odrębny tekst.

I jeszcze na koniec, gdyby ktoś nie wiedział, kim jest Pan Ryszard Niemiec, więc przypomnę.
Dziennikarz, reporter i felietonista, należy do grona wybitnych osób, jakie znam, piszących na tematy sportowe. Moje czytanie Ryszarda Niemca miało początek w roku 1974 i zaczęło się od felietonów na łamach nieodżałowanego „Tempa”. Od tamtego czasu zapamiętałem nazwisko obecnego prezesa MZPN, a trzydzieści lat później poznałem osobiście. Ma prezes pozycję w zarządzie Związku na tyle mocną, że w ciągu ostatnich lat prawie wszystkie Jego decyzje nie miały odpowiedniego sprzeciwu, aby zostały odrzucone. Ostatnio słynie z tekstów, w których bardzo dużo jest krytyki pod adresem obecnego prezesa PZPN, a ma to miejsce od wyborów na prezesowski fotel w centrali piłkarskiej Zbigniewa Bońka, wówczas niepopieranego przez delegatów MZPN. Zmierzając tą drogą, w wielu działaniach związkowych staje szanowny prezes w roli budowniczego barykady pomiędzy małopolskim Związkiem, a PZPN.

Nie byłem i nie jestem wrogiem prezesa, lecz Jego uważnym czytelnikiem i obserwatorem poczynań związkowych w Krakowie, i mam prawo pewne rzeczy widzieć i rozumieć z własnej pozycji, a tę określam podobnie do dewizy przytoczonej w książce felietonisty Ryszarda Niemca. Zapożyczam dla siebie maksymę autora: „Nie jest to pozycja tchórza bez własnego zdania”. /Zdzisław Wagner/