12 sierpnia 2016

Efekciarstwo Ryszarda Niemca

Do napisania niniejszego artykułu zostałem sprowokowany za sprawą lektury mojego ulubionego autora felietonów w mediach sportowych, czyli Ryszarda Niemca - prezesa zarządu MZPN i wtórującego mu, w różnej formie publicystycznej, Jerzego Nagawieckiego, członka tegoż zarządu i redaktora naczelnego miesięcznika informacyjnego „Futbol Małopolski” wydawanego przez Małopolski Związek Piłki Nożnej.

Cóż tak prowokacyjnego, a często oburzającego jest w niektórych tekstach wspomnianych autorów? 

Na odreagowanie niepotrzebnych emocji najlepszym środkiem jest zaprzestanie czytania tych tekstów. To jednak nie w mojej naturze. Staram się być na bieżąco, wiedzieć, kto, co, i o czym się pisze w rytmie sportowych wydarzeń, a zwłaszcza w związkowych mediach.

Felietony Ryszarda Niemca w „Sporcie”, czy „Dzienniku Polskim” są często interesujące, a nawet niektóre znakomite, trafiają w cel, poruszają wiele ważnych problemów w sporcie. Niestety, nie wszystkie. A publikacje w związkowym miesięczniku „Futbol Małopolski”, zarówno prezesa jak i redaktora naczelnego, coraz częściej bywają z zakresu propagandy sukcesów związkowej działalności i jego włodarza. Jest dużo w tych tekstach populizmu, dętologii i efekciarstwa słownego. O twórczości Jerzego Nagawieckiego trudno mi jest cokolwiek dobrego napisać, w każdym z tych tekstów jest tyle komunałów, że czytając, czuję się jak w czasach słusznie minionych, czyli PRL-u.

Ale jest też coś z poniżania i upokarzania innych, zwłaszcza tych, z którymi po prostu nie po drodze jest prezesowi Związku. Może znajdę jeszcze ochotę, aby do wielu tekstów się odnieść, ale dziś, póki co, tylko w jednej sprawie.

W ostatnim 7. numerze związkowego miesięcznika można przeczytać obszerny komentarz Ryszarda Niemca zatytułowany „Komu naprawdę bije dzwon?”. Trzeba wierzyć, że prezes został sprowokowany jakimś donosem na pana Piotra Musialika - przewodniczącego Kolegium Sędziów Podokręgu Piłki Nożnej Kraków i obserwatora na szczeblu PZPN. Ze znaną narracją i wdziękiem pisarskim prezes nie omieszkał wykorzystać takiej okazji dla osobistych celów. Napisał więc tekst, a w nim ukazał nam uległego i dobrotliwego włodarza Związku, dbającego o kariery innych, a zarazem zawiedzionego niesfornością sędziów piłkarskich i w odpowiedzi na główny zarzut w donosie, wychwalił i wymienił własne walory zdrowotne.

Na wstępie komentarza autorstwa Ryszarda Niemca czytamy:
„Dochodzą głosy o utworzeniu skromnego grona osób, intensywnie troszczących się o stan mojego zdrowia. Na ich czele stoi były sędzia piłkarski średniego szczebla, a dziś obserwator Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Piotr Musialik. Podczas turnieju piłkarskiego drużyn małopolskich arbitrów, rozegranego niedawno w Brzesku, dzielił się z kolegami smutkiem, jakim napawa go moja sprawność intelektualna, za którą - niestety - kryje się podupadające zdrowie”.

A następnie dowiadujemy się z komentarza, że Piotr Musialik dzięki prezesowi osiągnął to, czym się teraz zajmuje w Związku, po zakończeniu kariery sędziowskiej.
„Został obserwatorem, którego ciągnąć osobiście za uszy, umieściłem na szczeblu centralnym, wbrew zazdrosnych kolegów po fachu” – pisze Ryszard Niemiec.

Trudno mi to skomentować, gdyż uważałem, że awansuje się dzięki własnej pracy i sprawiedliwej ocenie zwierzchników, a nie ciągnięcia tego kogoś za uszy, czyli na siłę.

Ale na tym nie koniec.
Aby boleśniej, bo publicznie, uderzyć w Piotra Musialika, prezes Niemiec wypomniał mu, iż na jego prośbę wyłożył z kasy MZPN 3 tysiące złotych na turniej piłkarski sędziów Małopolski. I co? Zaraz tego miał pożałować, gdyż jak pisze prezes, administrator Com Com Zone, gdzie odbywał się turniej, pokazał mu dwie skrzynki flaszek po wódce, zużytej w trakcie imprezy.

Śmieszność donosu Niemca na podstawie innego donosu, jest w tym miejscu godna pożałowania. Nie jestem abstynentem, więc wiem, że 115 gram na łeb, bo tylu było uczestników, nie jest wcale rekordem. Ale może nie o to chodziło, lecz o wypiciu wszystkiego do dna.

Ryszard Niemiec kończy swój komentarz w związkowym miesięczniku informacyjnym negacją o złym stanie swojego zdrowia i oświadcza, że lekarskie wyniki ma bardzo dobre (PSA – 0,54 i ciśnienie 120/80). Wykorzystał też okazję, a jakże, gdyż wiadomo wszem i wobec o ponownym kandydowaniu na fotel prezesa MZPN, że ma wszelkie dane, aby specjalista medycyny pracy, dr Kazimierz Kłodziński, dał mu zgodę na co najmniej 3-letnią aktywność zawodową bez obawy o odmarsz na L-4. Jak na osobę, która ukończyła 77 lat, należy tylko pozazdrościć i pogratulować zdrowia prezesowi.

Na podstawie przeczytanego tekstu i nie tylko tego, mam poważne obawy, ale nie o zdrowie prezesa, lecz z innego powodu. Chodzi mi o czystość postępowania w takiej sprawie, bo komu ma to służyć? 
Czy to nie jeden z elementów kampanii wyborczej prezesa?

Uważam, że niedopuszczalne jest, aby w takiej formie publicznej, potępiać kogokolwiek bez podawania źródeł donosu, wykorzystując do tego publikatora opłacanego ze związkowych pieniędzy, na które składają się wszyscy członkowie (kluby sportowe) Związku. A gdy jeszcze słowa ubrane w taką treść wychodzą spod pióra przewodniczącego Rady Programowej tegoż miesięcznika, czyli Ryszarda Niemca, to trzeba rzecz nazwać po imieniu - kołtuneria i prywata.

Jeśli nawet jest tak, jak pisze Ryszard Niemiec, to tekst „Komu naprawdę bije dzwon?” jest niczym innym, a tylko nieudolnym odpłacaniem krzywdy krzywdą, a to nazywamy mściwością. 
/Zdzisław Wagner, zwkrakow@op.pl/

P.S. Po przesłaniu drogą elektroniczną powyższego tekstu panu Piotrowi Musialikowi, otrzymałem w odpowiedzi: „Bardzo dziękuję, że zajął się pan tym tekstem. Ja nie mam za sobą żadnych mediów i jestem w tej sprawie sam! Tylko jedna rzecz do dodania, większość poruszonych przez pana prezesa Niemca tematów w tym artykule, to po prostu kłamstwo! Pracuję społecznie dla MZPN ok. 20 lat /a więc i dla pana Niemca / i kiedy stwierdzam, że już czas na zmianę, spotyka mnie takie poniżanie”.