W
porządku czwartkowych obrad zarządu PZPN nie uwzględniono punktu dotyczącego
wniosku o odwołanie prezesa Lato, ani też o wcześniejsze zwołanie Zjazdu. W tym
temacie była za to rozmowa telefoniczna, dzień wcześniej, członka zarządu Jacka
Masioty z Grzegorzem Lato. W jej trakcie prezes miał zapewnić Masiotę, że na
następnym posiedzeniu zarządu odniesie
się do nagrań pana Kulikowskiego ze szczegółami. Nic tak nie ośmiesza
Polskiego Związku Piłki Nożnej jak jego prezes. Dał kolejny dowód na to w swoim
wywiadzie, po czwartkowym zarządzie, dla Przeglądu Sportowego. Zacytuję z tego
wywiadu tylko dwa pytania i dwie odpowiedzi prezesa Grzegorza Lato.
Jak pan wytłumaczy słowa Grzegorza Kulikowskiego? Twierdzi, że nie
dostał pan od niego koperty, tylko banknoty.
Grzegorz Lato: Jak ma
nagranie, niech pokaże, jak liczy przy mnie pieniądze. Przedstawiał już
trzy wersje zdarzeń: najpierw mówił, że nic do mnie nie ma, potem, że coś mi
dał, a na koniec, że to nie była łapówka, tylko jego prywatne pieniądze. Nie
chcę więcej na jego temat rozmawiać, proszę mnie nie ciągnąć za język.
Zrobiłem to, co miałem zrobić – sprawa jest w
prokuraturze.
Mógł pan to zrobić szybciej. Siedem miesięcy trzymał pan w sejfie
pieniądze od Kulikowskiego, zanim złożył pan doniesienie do prokuratury.
Grzegorz Lato: Pewne rzeczy mogłem przyspieszyć, ale to jest
druga strona medalu. Dziś myślę sobie, że gazetą można polityka zabić, prezesa
PZPN też. Nikt nie postawił mi przecież żadnego zarzutu. A że prasa będzie mnie
szczypała, to rozumiem.