Antagonizm w życiu codziennym towarzyszy nam w każdej dziedzinie - zawodowej, społecznej czy sportowej. W tej ostatniej, a zwłaszcza piłce nożnej, przeciwstawność sił i wzajemna wrogość widoczna jest najbardziej wyraźnie. Czym większa miłość do jednego ze "swoich" klubów, tym większy antagonizm wobec innego klubu zza miedzy lub rywala na boisku. Zjawisko wrogości wobec przeciwnika sportowego często rozpoczyna się z pierwszym gwizdkiem sędziego zawodów, a z ostatnim kończy. Niestety, nie zawsze tak jest. Zależności mają różny wymiar.
Antagonizm rodzi się w nas od pierwszych zawodów sportowych, w których uczestniczymy lub kibicujemy i nieważne czy ma to miejsce na stadionie dużym, czy małym. Jest to w nas. Żyjemy z tym do późnych lat i w różnym czasie, w różnej odmianie czy formie okazujemy na co dzień.
W piłkarskim Krakowie grupy antagonistów widoczne są na tyle wyraźnie, że przeszkadzają innym społecznościom lokalnym żyć własnym stylem. Przekraczane są pewne granice sfery życia innych kultur. Wówczas ślepo depczemy czyjąś własność, obrażamy czyjąś niezależność, przypisując sobie prawo wyłącznie do własnych racji, często okazywanych w formie chuligańskich reakcji. Przekraczane są wtedy pewne świętości jednostki, czy grupy społecznej.
Nie odkrywam tu nic nowego, lecz przypominam o antagonizmie piłkarskim z okazji występów drużyny Nowego Hutnika Kraków w rozgrywkach IV ligi. Od czasu tworzenia nowego klubu, po upadku starej firmy Hutnika, wiele medialnego szumu towarzyszy nowemu stowarzyszeniu, jego działaczom, piłkarzom i kibicom. Nowy Hutnik ma swoich sympatyków piłkarskich i pod względem liczebności kibiców jest trzecią siłą w Krakowie. Tak jest i tak było od wielu dziesiątek lat. Mogło by się wydawać, że nic nowego, wszystko po staremu, ale jednak nie. Dawny Hutnik rozgrywał mecze piłkarskie na innym poziomie ligowych rozgrywek, jeździł w najlepszych czasach do Legii Warszawa, Górnika Zabrze czy Śląska Wrocław. Przez wiele lat grywał na poziomie drugiej ligi, obecnej pierwszej. Kibice byli grupą zorganizowaną, zgodnie z obowiązującymi przepisami związkowymi, bo takie były wymogi podczas tamtych ligowych wyjazdów.
A teraz?
Kibice Nowego Hutnika są liczebni, ale nie współgra to z poziomem sportowym ich drużyny. Ta lideruje w IV lidze, ale do awansu jeszcze wyboista droga. Dla kibiców z Nowej Huty obiekty sportowe w tejże lidze są po prostu za ciasne. Stadiony żyją własną specyfiką wystarczającą dla lokalnej społeczności, charakteryzują się swoistą kameralnością. Raczej panuje tu spokój, również podczas zawodów ligowych. Tu sił porządkowych potrzeba tyle ile zapisano w regulaminie rozgrywek, chociaż często deficyt działaczy jest przeszkodą, aby i to zapewnić.
Aż tu nagle trzeba przyjąć dwie lub trzy setki przyjezdnych, a zdarza się więcej. I jest problem. Z taką ilością kibiców zabierają się wówczas małe grupki chuligańskich rozrabiaczy, odważnych siłą całości i wypitego wcześniej alkoholu. To właśnie ta nieliczna odmiana antagonizmu jest najgroźniejsza.
Ostatni mecz Orła Piaski Wielkie z Nowym Hutnikiem był pierwszym w rundzie rewanżowej IV ligi i pokazał jak wiele popełniono błędów i to po każdej stronie. Zabrakło wyobraźni organizacyjnej i przekroczona została forma zachowań wśród kilkunastu kibiców. Formy zabrakło niektórym piłkarzom, a trenerom obydwu zespołów też udzieliły się niezdrowe emocje. Po meczu trener Hutnika przyrównał stan boiska do kartofliska, a pomógł mu w tym trener Orła, który ze szczerością przyznał, że celowo nie walcowano murawy, aby częściowo wyłączyć jeden z atutów rywali.
Teraz przed Nowym Hutnikiem nowe wyzwanie organizacyjne. W roli gospodarza, w sześciu meczach ligowych, sprawdzą się działacze i kibice na obiekcie klubu sportowego Grębałowianki w Krakowie. Obiekt przystosowany do rozgrywek z udziałem maksymalnie pięciu setek kibiców.
Co uczynić, jeśli kibiców przybędzie pod stadion dwa razy więcej? Oto nowe wyzwanie i oby nie nowe zagrożenie.